sobota, 11 maja 2013

9. W jak wazon! (Luka)


Aut. Ha! Kosztowało mnie to piwo, ale macie swoją Psycholkę! W końcu wklejam na blog coś nie mojego. Wielkie brawa dla żabojada, za odwagę (buhahahahahaha!)



-Mówię ci, że...hik!... jest wampirem! -Alex osuszył resztki butelki, przechylając się ostro do tyłu.
-Nie pieprz, schlałeś się to ci się miesza.
-Jest i koniec kropka…
Spojrzałem na Alexa marszcząc nieco jedną z brwi. Odstawiłem z hukiem na stolik butelkę z resztką samopędzonej gorzałki Alexa i wstałem ostentacyjnie nieco się zataczając. Policzki mi płonęły a w głowie huczał helikopter, ale nie ważne, nieeeee. Ważne że miałem cholerną rację.
-Nie jest i ci to kurwa udowodnię! - warknąłem robiąc krok nad stojącym obok pufem by wyjść z gabinetu, w miarę spójnym stanie.
 Zapamiętać..nigdy nie pić z Polakami. Oni chyba wódę chleją z mlekiem matki. Nigdy więcej! Nigdy!!! No chyba że stawiają, to inna sytuacja. Darowanemu koniowi i tak dalej i tak dalej.
-Niby jak żabojadzie? - Alex zaśmiał się pogardliwie a ja miałem ochotę złapać go za te białe kłaki i….ugh! Uparte to to!
-Zrobię jej zdjęcie! Wampirów przecież nie widać na zdjęciach!
Uśmiechnąłem się tryumfalnie łapiąc za antyczny wręcz aparat Alex’a i wytoczyłem się na korytarz. Udowodnię cholernemu albinosowi że się myli. Wystarczy że znajdę Angie i walnę jej te cholerne foto. Spoko Luka, dasz radę, co to dla ciebie zrobić zdjęcie jakieś dziewczynie. Starałem się zignorować fakt że owa dziewczyna to Angie i jak tylko zwęszy co i jak to mogę się pożegnać z kilkoma częściami ciała. A byłem do nich bardzo przywiązany. Nawet bardziej niż bardzo.
-Spoko Lu…Kicia nie jest krwiopijcą, pstrykniesz jej focie, zgarniesz flaszkę i zapomnisz o całej sprawie..
Sprawa niby prosta, ale jak się nad tym zastanowić to jak to zrobić, ale tak by się nie narobić, ale to zrobić. Westchnąłem cicho przeczesując kłaki dłonią. Merde! Kłopotliwe to wszystko. A mógłbym teraz leżeć, albo czarować jakąś uroczą mademoiselle. Aparat działał, sprawdziłem robiąc zdjęcie jakiemuś bohomazowi na ścianie. Teraz tylko znaleźć cherie. Rozejrzałem się w koło, nie licząc zbytnio na cud. Ta to się zakamuflować potrafi! Ha! Luca geniuszu czemu na to wcześniej nie wpadłeś! Wyciągnąłem różdżkę i machając nią krótko wyrzuciłem z siebie dokładne jak na moje oko:
-Accio Angie!-
Przyleci do mnie! No przecież to proste od początku było, po co jej szukać jak sama może się znaleźć. Już miałem wydać z siebie tryumfalny okrzyk radości gdy cały świat zawirował a mnie otoczyła ciemność czarniejsza od tylniej części pewnego ciemnoskórego mężczyzny. Merde!
***
-Luka..możesz mi powiedzieć co ty odwalasz? To jakaś nowa gra? Mogę zagrać z tobą?
Max uśmiechnął się do mnie szeroko pochylając się nad potłuczonym mua, które zbierało z dywanu resztki swojej godności i szkaradnego wazonu który wyrzucony w powietrze jebnął mnie prosto w czerep pozbawiając przytomności. Przecież wyraźnie mówiłem Angie! Angie! Cholera jasna! Syknąłem cicho dotykając czoła na którym miałem już pokaźnego guza. Moja twarz! I jak ja teraz się pokażę w towarzystwie! Zarzucę na głowę pokutny worek i pójdę do zakonu! A wszystko przez wazon. Max nie słysząc odpowiedzi skakał dookoła mnie.
-Tak..bawię się w jebnij z wazonu francuzowi. Idź poszukaj jakiegoś bo jak widzisz ten marnie skończył-
Wymruczałem starając się mówić jak najspokojniej. Bolała mnie głowa, o godności osobistej nie wspominając. Do tego ciągle świat mi wirował przez polskiego mózgotrzepa w płynie. Krukon klasnął zadowolony w dłonie po czym pobiegł korytarzem. Ok Lu, czas się ewakuować, młody poszedł po nowy wazon!!! Wstałem z powrotem wyrzucając na podłogę skorupy, już miałem wejść w tryb spierdalingu gdy coś prychnęło na mnie z końca korytarza. Zakląłem pod nosem powoli wycofując się w głąb. Pani Norris. A skoro pojawił się tutaj ten wyliniały futrzak to gdzieś w pobliżu był Filch. Normalnie wzruszył bym ramionami i dał sobie wlepić kolejny szlaban którego i tak za cholerę bym nie odrobił, ale tu w grę wchodziła duma! I utarcie dupy Alex’owi. Wtedy nastało objawienie. Miało ono nieco ponad metr siedemdziesiąt wzrostu i miało twarz kota srającego na środku pustyni.
-Albion wybieram cię!- krzyknąłem w jego stronę widząc że przechodzi korytarzem. W tej samej chwili złapałem go za rękaw i przyciągnąłem do siebie.
-Al..Al..patrz! Kotek! - wyrzuciłem z siebie modląc się w duchu by połknął przynętę.
Cholera Lu, po kija tu sterczysz! Spierdalaj! Rzuciłem się biegiem jak najdalej od sierściucha. W oddali słyszałem tylko rozpaczliwe miauczenie pani Norris i piski anglika który najpewniej wciągał kolejną swoją ofiarę do pokoju wspólnego gryfonów gdzie będzie bombardował go miłością i karmił wynalazkami Max’a. Prawie było mi żal tego zwierzaka. Prawie. Najważniejsze że udało mi się uciec. Kij z tym że wypluwałem płuca, a cały lepiłem się od potu a w głowie mi się kołowało jak na cholernej karuzeli. Rozejrzałem się a widząc przez okno że na błoniach krąży czarne coś uśmiechnąłem się zwycięsko.
-Mam cię cherie…-
Dotarcie tam nie zabrało mi długo, ale moja kondycja fizyczna dawała mi znaki że czas się wziąć za dupę i zacząć ćwiczyć bo inaczej to kaplica brachu. Marsz, marsz Luka, dawaj, dawaj już jesteś blisko. Podszedłem do czarnego cosia i złapałem za ramię.
-Aaaaaaangie… wszędzie cię szukałem cherie..-
Wyjęczałem mając ochotę rzucić się na trawę i wyzionąć ducha. Spojrzałem na nią błagalnie unosząc aparat. O Kuuurwaaaa. Skrzywiłem się od razu cofając się pięć metrów do tyłu.
-Czego!?- Snape świdrował mnie spojrzeniem jakbym był czymś małym i oślizgłym, czyli na przykład nim. Nie no, nic do niego nie mam osobiście, ale przeraża mnie jego mroczna mroczność.
-Nie nic..bywaj zdrów przyjacielu..niech moc będzie z tobą i tak dalej..-
Uśmiechnąłem się rozbrajająco, postawiłem sobie kołnierz w stylu „na jebakę”, zrobiłem efektowy zwrot i ruszyłem w stronę zamku. Show must go on! Angie, gdzie ty się szlajasz cholero! Westchnąłem cicho badając guza wielkości góry Fuji który wykwitł na moim czole. Zostałem oszpecony! W naszym klubiku od dziadziusia znajdę pewnie trochę lodu. Ważne że aparat cały bo biały zrobiłby ze mnie żabie udka. Nie żebym się go bał, ale cenie swoje uda, i inne części mojego boskiego ciała. Po kilku minutach pchnąłem drewniane drzwi do casa di szajbusi i ruszyłem w stronę barku.
-A tobie co?
Nie no to jakieś żarty tak? Odwróciłem się szybko a widząc czarną siedzącą na łóżku z prorokiem codziennym w łapie opadłem na kolana wydając z siebie ostatnie tchnienie. Koniec, mam dość, nabiegałem się jak debil. Mój wrodzony leń dał mi znać że to koniec inwencji twórczych na dzisiaj i że po prostu mu się więcej nie chce. Drżącą dłonią uniosłem aparat i pstryknąłem jej zdjęcie. Spojrzała na mnie jak na plankton po czym przerzuciła kolejną stronę wcześniej śliniąc opuszkę wskazującego palca.
-Umieram cherie… potrzebuje metody usta-usta…-
Wyjęczałem metodą czołgająco- pełznącą kierując się w stronę jednej z poduszek. Opadłem na nią oddychając głęboko. Zaraz też dostałem w łeb prorokiem, a czując na twarzy obcas jej butów zamknąłem oczy.
-Walisz gorzelnią idoto!- warknęła dociskając buta do mojej twarzy.
Zginąłem chociaż mając przy sobie coś płci przeciwnej. Niech się dzieje wola nieba! Już widziałem otwierającą się bramę do raju, już te wszystkie laski wyciągały do mnie ramiona a biuściasta blondi podawała mi drinka. Słysząc zaraz dźwięk otwieranych drzwi spojrzałem w tamtą stronę uchylając jedną z powiek. Eden może chwilę poczekać. Do pomieszczenia weszło metr pięćdziesiąt czystego wkurwu w niekontrolowanej postaci.
-Wygrałem..-Wydusiłem z siebie, a raczej wybełkotałem bo cholerna polska zaraza wciąż krążyła w moich żyłach.
Wyciągnąłem rękę z aparatem podając mu go. Nie muszę wspominać że cały czas miałem na twarzy but Angie, na czole guza wielkości wieży Eiffla i cały byłem w skorupach od cholernego wazonu. Niech się przekona że przegrał to najważniejsze. Widząc że ogląda zdjęcie uśmiechnąłem się zwycięsko.
-Wygrałeś..no i? Przecież o nic się nie zakładaliśmy żabojadzie..-prychnął tylko i rzucił aparat na jedną z puf.
A ja…ja…no cholera jasna. To nie tak że nie wierzyłem Angie czy coś. Byłem nawet w stanie przyznać jej rację, bo co się będę wtrącał do fantasmagorii gryfonki. Skoro mówiła że jest wampirem to dla mnie mogła być i zajączkiem wielkanocnym. Przyznam szczerze że z uszami i ogonkiem wyglądała by…wróć. Nie czas teraz na to. Cholera, jak ja się dałem na to namówić. Ta gorzała Alexa totalnie zlasowała mi twardziela. Patrzałem na niego wzrokiem idioty starając się coś wyartykułować, ale jedyne co przychodziło mi na myśl to słowa „jestem debilem”. Nabiegałem się..po nic. Słysząc ponowny odgłos otwieranych drzwi nie byłem nawet w stanie spojrzeć w tamtą stronę.
-Luca! Przyniosłem wazon!
J’en ai ras-le-cul !!!*
* J’en ai ras-le-cul - mam tego, kurwa, dość (w wolnym tłumaczeniu)


Angie; Łapa, dziwko >.<
Luca; T^T
Wiecie, czasem mi go nawet żal xD

No i proszę! Fajny ten Lu, nie? Koniecznie napiszcie komentarz, że chcecie go więcej, żeby Psycholka częściej wysyłała mi teksty! :)

4 komentarze:

  1. Genialne! :D Biedny Luca,mi też go szkoda. Tyle się nabiegał i jeszcze wazonem dostał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahah, przeczytałam całego bloga i cholernie mi się podoba :D
    Fakt, trochę szkoda żabojada ._." No ale cóż - chcesz być pojebem, musisz cierpieć xD (tak, tak, moje motto życiowe xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczycie co się będzie działo, jak Angie znajdzie sobie chłopaka! Cieszę się, że nie tylko moi znajomi czytają naszych szajbusów!
      Niech tęcza będzie z tobą!

      Usuń
  3. "Tak..bawię się w jebnij z wazonu francuzowi." Hahaha xD

    OdpowiedzUsuń