poniedziałek, 17 czerwca 2013

15. Wszyscy muszą umrzeć (Angie)

Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać na nowy rozdział, ale oto i on! Wystąpią tutaj wszystkie postaci czytelnik, którzy dotychczas zgłosili się do nas. A więc:
-Olivka należąca do Grundzi,
-Blackie, czyli Emi,
-Bielecki oraz Anika z bloga Bieleckiego,
-Yuuko :)
Witam też tych, którzy dołączyli do nas ;) czyli Vivienne i Hermionę!
Rozstrzygnęła się ankieta "Z kim Angie ma iść na randkę?" Miażdżącą ilością głosów wybraliście.... Lu! Niedługo dostaniecie specjalny dodatek z tą parą w roli głównej :)
Właźcie na fanpage ( https://www.facebook.com/szajbusiblog )
Oraz Ask, gdzie możecie zadać pytania swoim ulubionym bohaterom! ( http://ask.fm/Szajbusi )


Nigdy nie lubiłam tej Aniki. Była niesamowicie piękna i odważna, zupełnie inna ode mnie. Miała głęboko w dupie to, co myślą o niej inni. Ja nie bardzo. Oj, dobra już, dobra. Wiem, że daleko mi do piękności. Mam szeroki nos i małe, migdałowe oczka, zupełnie nie pasujące do owalnej twarzy. Włosy układam w artystyczny nieład, żeby zasłonić odstające uszy...
Chciałabym być ładniejsza. Chciałabym móc zwrócić na siebie uwagę facetów takich jak Black, czy Luca. Ale oni wolą taką wyuzdaną zdzirę.
Nienawidzę francy.
Nie mogłam stać i patrzeć jak gówniara gaworzy z Lu, nawet jeśli to miało tylko odwrócić jego uwagę. Z drugiej strony.. rany, co za kretyn.
Minęłam Alexa wściekła, po czym podeszłam do blond pizdy, odpychając zdzirę na bok. Lu spojrzał na mnie zaskoczony, gdy złapałam go za fraki i przyciągnęłam z furią. Chyba nawet nie bardzo zdawał sobie sprawę, kto go całuje, bo gdy go puściłam miał ten sam zdezorientowany wraz twarzy.
-Z ciebie to jednak aki debil jest... -prychnęłam, odsuwając się. -Idziemy, panienko.
Wydał z siebie przeciągłe "AAAAAAAAAAAAAAAAA!", ale nie wiem, czy miał to być wyraz zdezorientowania, próba wypowiedzenia mojego imienia, przerażone wołanie o pomoc czy coś innego. Alex stał nieopodal ze zmarszczonymi brwiami, zanim jednak któreś z nas zdołało cokolwiek powiedzieć rozległy się krzyki.
Błyskawicznie wyciągnęliśmy różdżki i rzuciliśmy się w tłum.
-Hej! Alex, Luca! Poznajcie Solomona!
-Błagam, powiedzcie, że to żart -białasek opuścił badyl.
Max machał do nas radośnie, siedząc na oklep na... centaurze. Ludzka część konia zwróciła w naszą stronę przystojną twarz, skinąwszy na powitanie. Zupełnie nic sobie nie robił z tego, że Max poddusza go ramieniem, obejmując czule.
-Ale jaja..
-Miło mi poznać przyjaciół Maxuela -Solomon uśmiechnął się delikatnie.
-Czy dziadzio wie, że idziesz na bal ze... -w ostatniej chwili ugryzłam się w język. "Szkapa" nie była raczej dobrym określeniem dla końskiego ciacha. -centaurem?
-Ano! Bardzo się ucieszył!
Lu chichotał cicho, kiepsko ukrywając się za plecami Alexa. Nadepnęłam mu ukradkiem na stopę, żeby się uspokoił.
-To, emm... idziemy? -mruknęłam, bo Lu teraz prawie tarzał sie po ziemi, uradowany.
Odszukaliśmy w tłumie Ala i dziewczyny, po czym przedostaliśmy się do Wielkiej Sali, błyskając przepustkami organizatorów.



Zespół brata Alexa nieźle dawał sobie radę. Na początku niektórzy marudzili, ale jak tylko złotowłosy Słowik dorwał mikrofon, wszyscy rzucili się do tańca. Powiem tylko, że imię to on ma nie od parady. Alex jako jeden z nielicznych nie oddalał się od stolika, tylko pijąc i marudząc. Blackie nie naciskała, chyba spodziewała się, że jej partner nie będzie skory do tańca.
Max robił furorę, wywijając na parkiecie w towarzystwie młodego centaura. Solomon okazał się bardzo zwinny -udało mu się nikogo nie stratować, a i tańczył całkiem nieźle. Nie minęła godzina, gdy wokół niego zebrał się wianuszek fanek, które Max zazdrośnie rozpędzał. Al zatańczył ze mną kilka wolnych tańców, ale święcie upierał się, że wszystkie rockowe kawałki są poniżej jego godności.
Lu był rozchwytywany przez swoje fanki, ale solidarnie trzymał się naszego stolika. Lily porzuciła go już po pierwszym tańcu, dosiadając się do swoich koleżanek na drugim końcu sali. Nie wyglądała na zbyt zadowoloną doborem partnera. Osobiście bawiłam się bardzo dobrze. Tańczyłam razem z Blackie i Olivką, ale młoda szybko się narąbała i zaczęła wywijać na jednym ze stołów, zachęcana entuzjastycznymi okrzykami swojego partnera, Lovegooda.
-Może byś ruszył tyłek? -usiadłam obok Alexa, nalewając sobie drinka. -Nawet Malfoy i ten jego polski pedałek trochę poskakali.
Białasek spiorunował mnie wzrokiem.
-Nie martwcie się nim -nie wiadomo skąd pojawił się Felix i poklepał brata po ramieniu. -Zawsze był mendą społeczną.
-Chuj ci w rzyć, frajerze -Alex wzruszył ramionami, upijając potężny łyk ze swojej szklanki. -Sam siedzisz całymi dniami w domu, romansując z komputerem.
Felix skrzywił się, co wyraźnie poprawiło białaskowi humor. Po raz kolejny uniósł szklankę do ust, ale wtedy ogromna dłoń zacisnęła się na jej brzegach i postawiła spowrotem. Unieśliśmy głowy przestraszeni.
-Wow.. -wyrwało mi się niechcący.
Facet robił wrażenie -wysoki, chyba na 2 metry, szczupły, ale o silnych ramionach. Czarne jak heban włosy opadały mu na przeraźliwie błękitne oczy. Spoglądał na Alexa spokojnie. Nie był zły, ani zniecierpliwiony, ani nawet zmartwiony o pijanego przyjaciela. Jego twarz nie wyrażała najmniejszych uczuć.
-Chyba ci wystarczy -mruknął cichym, głębokim głosem.
Alex tylko prychnął, puścił trzymaną przez niego szklankę, za to złapał za moją i opróżnił jednym haustem.
-Kto to? -przyznam, że ten facet zrobił na mnie ogromne wrażenie.
-Skaza. Mój przydupas -Alex wzruszył ramionami. Skaza nawet się nie poruszył, całkowicie ignorując zaczepkę.
-Nie wiedziałem, że masz sługę -Al uniósł brwi, wyraźnie zaintrygowany.
-Bo nie mam. To przydupas.
-Alex -Felix pokręcil głową, ale uśmiechał się lekko.
-Mógłbyś zabrać tę łapę, skurwysynu? -białasek w końcu zerknął na przydupasa.
Z Lucą oglądaliśmy rozwój wydażeń, zaniepokojeni. Alex na trzeźwo jest straszny, a po pijaku, to już lepiej się wcale nie zbliżać.
Jednak Skaza pozostał spokojny. Nawet nie spuścił wzroku. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a atmosfera przy stoliku wyraźnie zgęstniała.
-Starczy ci alkoholu.
-Gówno prawda. Czuję się świetnie.
-A więc możesz się ruszać? -Skaza uniósł brwi.
-Jasne, że tak! Skopałbym ci dupę, gdyby nie to..
-Świetnie.
ON PRZERWAŁ ALEXOWI, GDY TEN GROZIŁ. Póki co, tylko Luca był na tyle głupi, by czegoś takiego próbować i gdyby nie interwencja Lupina, pewnie by już wąchał kwiatki od spodu z załogą Tytanica. Zerknęłam na Felixa, zastanawiając się, czy ma zamiar powstrzymać brata przed zamordowaniem gitarzysty, ale ten tylko uśmiechał się z pobłażaniem.
Skaza złapał Alexa za dłoń i podciągnął do góry, jakby ten był tylko szmacianą lalką.
-Udowodnij -mruknął tylko i pociągnął klnącego białaska w stronę tańczących.
Przy stoliku zaległa cisza. Tylko Felix wykorzystal okazję i usadowił się na wolnym miejscu Alexa. Lu gwizdnął z podziwem.
-Magia -mruknął. -Prawdziwa magia.
Zerknęliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać. To chyba histeria. Felix zmarszczył brwi.
-Dobrze się czujecie?
-Pierwszy raz widzimy, żeby ktoś postawił się Alexowi -spokojnie wytłumaczyła Blackie.
Mężczyzna machnął dłonią, nalewając sobie drinka.
-Skaza cierpi na analgezję.
-Co? -zdziwiłam się. I nie ja jedna.
Tylko Lu wydał z siebie dlugie "Aaaaaa!", świadczące, ze zrozumiał. Zerknęłam na niego, marszcząc brwi.
-To taka choroba -wyjaśnił. -Bardzo rzadka. Tata kiedyś mi o niej opowiadał.
Feliks skinął głową.
-Chodzi o to, że on nie czuje żadnego bólu.
-Okrutne -obejżałam się, szukając wśród tańczących par Alexa i Skazę. Tego drugiego dojżałam od razu, ale białaskowi nawet czubek głowy ginął w tłumie wyższych.
-Bardzo -Feliks wzruszył ramionami. -Ale przynajmniej potrafi zapanować nad moim małym sadystą. Nie czuje fizycznego bólu, więc Alex może się nad nim znęcać ile chce.
-Przy-dupas -Luca zamyślił się. -To taka gra słów, tak?
-Czekaj -odstawiłam swoją szklankę na stół z trzaskiem. -Chcesz powiedzieć, że Alex jest gejem?
Feliks wzruszył ramionami.
-Ładnych rzeczy dowiaduję się po pięciu latach znajomości -opadłam na krzesło i upiłam łyk drinka.
Lu wydawał się zadowolony, choć nie za bardzo wiedziałam dlaczego. Al za to był chyba bardziej wstrząśnięty niż ja.
-Pasują do siebie -Blackie uśmiechnęła się z rozmarzeniem.
Dłuższą chwilę milczeliśmy, zastanawiając się nad orientacją Alexa, gdy nagle dobiegły nas krzyki dochodzące od strony wejścia. Feliks wyprostował się szybko, a muzyka dobiegająca z emiterów umilkła. Przez tłum dzieciaków przeciskał się zmachany Filch. Wyglądał na przerażonego i zafascynowanego zarazem. Zatrzymał się dopiero przed Dumbledorem.
-Hogsmeade płonie! -zawył z wyraźną uciechą. -Śmierciożercy idą przez wioskę!
Zapanował chaos. Ludzie przekrzykiwali się nawzajem i tratowali. Ktoś przewrócił stolik. Wszyscy biegli w stronę wyjścia, lub raczej tam, gdzie znajdowało się kiedyś wyjście.
-CISZA! -ryknął dziadzio, a wszystko nagle ucichło.
Ludzie zatrzymali się, gapiąc na niego ze strachem. Dopadł nas Alex ze Skazą i resztą zespołu. Nieco dalej zauważyłam Maxa, przedzierającego się do nas na grzbiecie swego nowego chłopaka.
-Hogwart był, jest i będzie miejscem do którego Voldemort nie ma wstępu -powiedział głośno dziadzio. -Zostaniecie w Wielkiej Sali, tu będziecie bezpieczni. Prefekci dopilnują porządku i w razie wypadku poinformują mnie o problemach, czy niesubordynacji. Ja i nauczyciele udamy się teraz do Hogsmeade.
To powiedziawszy wyszedł w towarzystwie McGonagall. Feliks zerknął na swój zespół, po czym klepnął brata w ramię.
-My też idziemy -mruknął, wyciągając różdżkę. -Zosta...
-Świetnie, spotkamy się na miejscu -Alex chyba nawet go nie słuchał, rozglądając się po Wielkiej Sali.
Nagle ruszył biegiem przez tłum, a my za nim. Zdąrzyłam jeszcze wzruszyć ramionami do zaskoczonego Feliksa. Wybiegliśmy z Wielkiej Sali i rzuciliśmy się biegiem w stronę jednego z korytarzy. W pewnym momencie potknęłam się, gubiąc gdzieś jedną, pieprzoną szpilkę, ale niezbyt się tym przejęłam. Alex gnał jak biała błyskawica, tak, że ledwo za nim nadążaliśmy.
-Potter!
Nagle ich dostrzegłam. Kawałek przed nami biegły cztery postaci. Słysząc Alexa zatrzymały się i obróciły niecierpliwie.
-Idziemy z wami -także zwolniliśmy.
James i Remus wymienili spojrzenia. Wahali się może sekundę.
-Dobra -James skinął głową i znowu ruszyliśmy biegiem przed siebie.
Nie znałam nawet połowy przejść, którymi nas przeprowadził, ale grunt, że szybko wydostaliśmy się z zamku, jakimś poddziemnym tunelem. Tyle że w jednym z zatęchłych, mrocznych przejść zdałam sobie sprawę z jednej przerażającej rzeczy.
Ja, Potter, Luca, my wszyscy, biegliśmy do Hogsmeade ze strachem ale i zaciętością. Chcieliśmy pomóc, może kogoś uratować. Chcieliśmy walczyć przy boku dorosłych nawet jeśliby miała nas spotkać za to jakaś kara, czy krzywda. Pdjęliśmy ryzyko.
Ale nie Alex. Białasek pędził korytarzem gnany nie chęcią pomocy, a najzwyklejszym w świecie, pragnieniem mordu. Nie bał się, nie wahał. Wręcz przeciwnie, podświadomie czułam, że ledwo hamuje radość. W jednej krótkiej chwili to jego bałam się bardziej, niż śmierciożerców, czy nawet samego Voldemorta. Ale potem dotarło do mnie, że to mój przyjaciel, przecież go znam. Pomimo wszystkich swoich niezaprzeczalnych wad, Alex nigdy nie skrzywdziłby swoich przyjaciół.
Hogsmeade faktycznie płonęło. Chwilę stałam zdezorientowana, ogłuszona krzykami i grenium zniszczeń. Wyciągnęłam różdżkę, czując jak wali mi serce. To już nie zabawa. To już nie kółko pojedynków...
"Voldemort rośnie w siłę. A Dumbledore nie jest w stanie chronić wszystkich swoich uczniów. Hogwart niedługo przestanie być bezpiecznym schronieniem."
Tak przepowiedziała Yuuko, wróżka wymiarów..
-Angie!
Gwałtownie otrząsnęłam się z szoku i upadłam, ledwie unikając pędzącej ku mnie klątwy. Alex już rzucił się w wir walki, a z nim Potter i Black. Lupin uklęknął obok mnie, osłaniając na wszelki wypadek.
-W porządku? -pomógł mi wstać.
-Tak, nic mi nie jest -nie było czasu na wyrzuty.
Zerknął na mnie jeszcze poważnie.
-Pilnuj Regardensa -mruknął, po czym pobiegł w stronę przyjaciół.
Ja odszukałam swoich. Alex stał plecy w plecy ze Skazą, posyłając zaklęcia we wszystkie kierunku, z taką prędkością, że jego postać ledwie była widoczna między oślepiającymi błyskami. Dołączyłam do Ala i Luci, pomagających jakimś wiedźmom wydostać się z płonącego mieszkania.
Nad nami wisiał Mroczny Znak Voldemorta.