niedziela, 31 sierpnia 2014

27. To wina nitki (Luca)

Nie pamiętam kiedy ostatnio tak wrzeszczała. No, przynajmniej nie pamiętam kiedy ostatnio wrzeszczała tak bardzo na kogoś, kto nie był mną. Bo na mnie lubiła krzyczeć często, gęsto i to jeszcze z rękoczynami. Każdy z nas wiedział że jak Angie się rozkręci to nic i nikt nie będzie w stanie jej powstrzymać. Mogliśmy więc z Al'em jedynie gapić się na tą jakże urzekajacą scenę, udajac że słuchamy i co jakiś czas kręcić głową ze zgorszeniem gdy czarny bałagan na głowie odwracał sie w naszą stronę mówiąc krótkie: "Prawda?". Alex za to po prostu siedział kontemplując małe czarne fafkolce które poprzyczepiały mu się do koszulki co chwilę prychajac. Całe jego jestetsto w owej chwili mówiło jasno: "Kill me!". Za co na niego wrzeszczała? Chyba za całokształt bo ja ogarnąć tego nie potrafiłem i chyba do końca nie chciałem. Spojrzałem na Albiona który po raz -enty starał  się ukryć ziewnięcie i sam o mało co nie rozwarłem paszczy na pół maminego salomu. Bo ile to można krzyczeć? Że też to się babą nie nudzi. Przewróciłem oczami bo wiedziałem że tylko to w tej chwili mogę zrobić. Uciec się nie dało bo jak Al próbował to go rękoczynami klasy A+ wróciła z powrotem na fotelik. Pozostało mi więc te cholerne kiwanie głową i rozglądanie się to tu to tam. Maminy salon znam na pamięć. Tu jakiś bibelocik, tutaj zdjątko..o matko jak braciak koszmarnie wyglądał z tym aparatem na zęby, a Tajfun..szkoda gadać..kanapa stolik, za stoliczkiem fotelik, na foteliku biały wkurw błagający o dożywocie byle by zabrano od niego nakręconą na maxa gotkę w wełnianym sweterku. Tak Angie nosi wełniane sweterki. Nie znam się na dzierganiu ale ten chyba zrobiła sama bo był czarniejszy niż czarny a do tego wszedzie wystawały takie małe wkurwiające niteczki. Zmarszczyłem brwi memląc w palcach jedną z owych niteczek. Dlaczego ona tego nie poucinała czy coś? Mruknąłem coś pod nosem, na co Angie wydała z siebie tryumfalne: 'No widzisz! Nawet Luca się ze mną zgadza!!!". Nie wiem czy słowo a raczej chrząknięcie może być oznaką zgody, ale w tych warunkach chyba tak. Więc siedziałem jak ten debil na czyimś tureckim skazaniu memląc tę cholerną niteczkę i myśląc sobie o ile szczesliwszy bym był siedząc teraz w swoim pokoju, grajac na mugolskim Play Station wcinając czekoladową żabę. Ale nie! Nie! Musiałem siedziec i słuchac jak albionos dostaje opierdol. Westchnąłem bezdzwięcznie poprawiając się na kanapie i jakimś trafem ową małą cholerną niteczkę udało mi się pociągnąć. Wiecie ja myślałem ze te wszystkie sceny z mugolskich kreskówek jak to sweterek iście idealnie zaczyna się pruć jak się wie gdzie pociągnąć to bujda, ale sam w rękach miałem na to dowód w postaci 30 cm włóczki. Oczywiście dołu sweterka zaczynało brakowac. Nie możecie mnie winić ludzie! Nudziło mi sie więc ciągnęłem niteczkę dalej, i dalej. Albion najpierw spojrzał na mnie z niedowierzaniem ale gdy podałem mu niespójny kłąb wełny by móc dalej próć wdzianko Angie, przyjął go jak na męską solidarność przystało! A co! Zabawa przednia, polecam każdemu. Bo i coś tam w rękach memlasz i powoli, powoli odkrywasz coraz bardziej ciałko które nawiasem mówiąc było całkiem całkiem. Było już widać kształtny brzuszek, powoli odsłaniał się brzeg staniczka, a nasza nieświadoma Angie krzyczała i krzyczała. Tylko Alex patrzał na nas jak na debili i z szerokim uśmiechem co chwilę prychajac ciche:
-Zjeby..ale wam się oberwie..-
Trza mężczyzną byc, jak sie coś zaczyna to się kończy! A sweterek powoli tez się kończył. Ja miałem na kolanach mnóstwo tego wełnianego szitu, tak samo jak Albion który nie wiedząc co z tym robić zaczał to zwijać w elegancki kłębek. Ma chłop talenta! Zastanawiałem sie właśnie ile jeszcze trzeba aby całkowicie odsłonić przednie walory naszej drogiej koleżanki gdy do moich uszu dobiegł tak nieziemski wrzask że pewny jestem że słyszec nie bedę przez przynajmniej 3 miesiące.
-Lucaaa!!!-
O mało co żem z kanapy nie spadł. Mężczyzna trza być i winę na klatę brać dlatego w całkowicie męski sposób wstałem i patrząc prosto w oczy wkurwionej Angie wziałem głęboki oddech po czym...wskazałem palcem na Albiona i krzycząc w biegu:
-To był jego pomysł!-
Wybiegłem z pomieszczenia. Nie muszę wam chyba mówić że w końcu mnie dorwała. Nie muszę też wspominać że nabawiłem się kilku nowych zadrapań, a to na policzku wygląda całkiem jak motylek. I'm so fabulous! Ma dziewczyna talent. Kończąc powoli mój raport pragnę wspomnieć że już drugi dzień ukrywam się na strychu, wiec jakby ktoś chciał jakąś paczkę podesłać czy coś, to z chęcią przyjmę. Co z Albionem? Przez drzwi słyszalem że Angie zmusiła go do dziergania nowego sweterka, ale po tym jak przyniósł jej idealnie wręcz zrobiony łaszek dostał w łeb i teraz ukrywa się pod stołem w jadalni. Temu to dobrze przynajmniej mu coś z obiadu skapnie! Trzymajcie za mnie kciuki. Może za kilka dni uda mi się stąd wyjść i nie stracić rysów twarzy.
Pozdrawiam!
Luca


A na koniec mała informacja -razem z Red piszemy mniej bo Szajbusi są już u progu punktu kulminacyjnego, gdzie rozpoczyna się właściwa akcja. Już niedługo będziemy wstawiać dużo więcej postów, ale zwykle krótszych. Musimy sobie też odświeżyć książki HP -wydarzenia, które nadejdą dzieją się w czasach, gdy Harry był już na świecie;)
Dlatego bądźcie cierpliwi.
I szykujcie się na wojnę.

sobota, 2 sierpnia 2014

26. Francuskie wakacje Alexa (Angie) cz.2

W końcu!!!!!! :D


Alex ostro nas zwyzywał, gdy poleźliśmy za nim do jednej z zabytkowych katedr Paryża. Przynajmniej myślę, że nas wyzywał -robił to po polsku, więc nie za bardzo rozumiałam.
-Będziecie mnie spowalniać -warknął jeszcze tylko, już wewnątrz.
-Dobrze wiesz, że gadasz głupoty -Lu zachichotał cicho i wcisnął się za mną do niewielkiej kanciapy.  Razem z Alexem przycupnęliśmy na podłodze, niemal między nogami żabojada i Al'a. -Wow, to prawie jak w jakimś filmie szpiegowskim...
Białasek rzucił mu mordercze spojrzenie z siłą, która niemal wygięła drzwi.
-Myślisz, że Skaza zdoła ją wykurzyć z kryjówki? -zagaiłam, by rozładować atmosferę.
-Oczywiście, że tak -chłopak prychnął, opierając brodę na dłoni. -Gdybym nie był tego pewny, nie posłałbym go tam.
-A jeśli faktycznie przyjdą śmierciożercy?
-I tak sobie poradzi. Skaza to najsilniejszy mag jakiego kiedykolwiek widziałem.
-Nie powinno nas tu być -powtórzył po raz kolejny, blady Al. -Przypominam, że nie wolno nam używać czarów poza szkołą...
-Wam nie.
-To niebezpieczne...
-Kazałem wam, kurwa, siedzieć u żabojada!
Al skulił się w sobie i zerknął na Lucę. Chłopak zmarszczył lekko brwi i zsunął spojrzenie na mnie. Dłuższą chwilę trwaliśmy w milczeniu. W końcu zebrałam się na odwagę, odetchnęłam i rzuciłam cicho.
-Więc cała ta wycieczka... To tylko przykrywka?
-Oczywiście, że tak -prychnął Alex, nawet się do mnie nie odwracając. -Nie chcę żeby ktoś mnie śledził. Mogę przez przypadek doprowadzić Ministerstwo na trop Madame.
Spuściłam głowę.
-Zawsze byliśmy tylko przykrywką?
Otworzył usta, ale zaraz je zamknął, marszcząc brwi. Dłuższą chwilę milczał, aż w końcu uniósł głowę i spojrzał na mnie z powagą.
-Tak. Zawsze.
Odetchnęłam. Lu głośno zachichotał i trącił Al'a pięścią.
-Widzisz? Wisisz mi piątaka.
Alex wywrócił oczami, wzdychając.
-Wiedzieliście, że taka będzie moja odpowiedź? -burknął, ze złością.
-Wiedzieliśmy, że będziesz gotów skłamać -Al uśmiechnął się lekko. -Bylebyśmy nie próbowali iść za tobą na tą twoją wojnę.
-To nie jest zabawa! -Alex posłał mu złe spojrzenie.
-Wiemy, że nie jest -zgodziłam się. A potem zerknęłam na chłopaków. -Ale nie zamierzamy cię zostawić samemu sobie!
-Nie.
-Alex...
-Powiedziałem, kurwa, NIE.
-Ale...
-Nie, nie wrócę do Hogwartu -białasek skrzywił się ze złością. -I nie, nie pójdziecie za mną!
-Nie jesteśmy tak słabi jak myślisz -Lu spojrzał na niego z nieoczekiwaną powagą.
-Wiem, że nie jesteście. To JA jestem słaby przy was.
Wgapiłam się w Alexa zdumiona. Chłopak odwrócił głowę, prychając głośno. Zanim jednak którekolwiek z nas się odezwało, do pomieszczenia wsunął się srebrzysty patronus, o kształcie kota. Podszedł do Alexa i otarł się o jego kolano, a potem rozwiał w dym. Białasek wstał.
-To sygnał od Skazy. Idziemy.
Zerknęłam powątpiewająco na Lucę, ale ten skinął głową, znów uśmiechnięty. Wyszedł za Alexem z kanciapy i rozciągnął z ulgą. Al pomógł mi wstać i dołączył do nich.
-Nie powinno nas tu być.. -mruknął jeszcze.
Białasek poprowadził nas boczną nawą katedry, aż do ołtarza. Tam się zatrzymał, a my stanęliśmy kilka kroków za nim, niepewni co robić. Dłuższą chwilę nic się nie działo, ale w końcu usłyszeliśmy głosy, dobiegające gdzieś zza ściany przed nami.
-Nie powinno cię tu być, Will -drzwi ukryte za ołtarzem otworzyły się nagle i do katedry wpadła czarnowłosa kobieta. -Dzięki za o..
W końcu obróciła się w naszą stronę i znieruchomiała. Była naprawdę ładna -miała krótko obcięte, czarne włosy i niesamowicie niebieskie oczy. Miała ostre rysy twarzy i nieco zbyt szerokie ramiona, ale to tylko dodawało jej uroku. Stała dokładnie naprzeciw Alexa, a ja zauważyłam, że jest od niego niższa. Nie... to on był wyższy. Urósł.
-Cześć, mamo -mruknął, mrużąc oczy. -Kopę lat.
-Alex -Madame Avatar, legendarna złodziejka, spoglądała na syna, zdumiona. Za jej plecami pojawił się Skaza. Zdawało się, jakby wypłynął z mroku korytarza. -Co ty tu robisz?
-O interesach pogadamy później -Alex uśmiechnął się nieprzyjemnie. Aż dreszcz przeszedł mi po plecach. -Ścigają cię śmierciożercy. To ma jakiś związek z przedmiotem, który ostatnio ukradłaś.
Kobieta zmarszczyła brwi, a potem rozejrzała się. Kiedy spojrzała na mnie, po jej twarzy przebiegł cień. Szybko odwróciła się do Alexa.
-Nie powinieneś mnie szukać. Nie po to cię zostawiłam.
-Jesteś w niebezpieczeństwie.
-Nie powinieneś interesować się matką, która cię porzuciła -Madame skrzywiła się i minęła go.
-No i się nie interesuję -Alex zmrużył oczy, obracając w jej stronę. -Interesuje mnie Madame Avatar i jej umiejętności.
-Więc zabieraj się stąd. Razem z tymi dzieciakami. Co ci strzeliło do głowy, żeby ich tu przyprowadzać? To niebezpieczne.
-Ta, już to gdzieś słyszeliśmy.. -Lu zachichotał. Zrobił krok w stronę Madame. -Comment pourriez-vous le laisser seul?
Alex zmarszczył brwi.
-Hej!
Madame obróciła się w stronę Lu.
-Je devais le protéger, garçon.
-Il était seul -Lu zmarszczył brwi z gniewem.
-Przestańcie świergotać -Alex rzucił w chłopaka jakąś książką. Najpewniej Biblią. Lu w ostatniej chwili uskoczył i zaśmiał się. Madame tylko zmarszczyła brwi.
-Mylisz się -mruknęła do Lu i obróciła się w stronę Alexa. -Nie zostawiłam go SAMEGO.
Białasek znieruchomiał, a potem otworzył szeroko oczy, zdumiony. Nieoczekiwanie obrócił się na pięcie i przywalił Skazie z pięści w żołądek. Mężczyzna nawet nie mrugnął, dalej stojąc spokojnie przy chłopaku.
-Cały czas dla niej pracowałeś!!! -jeszcze nigdy nie widziałam takiego gniewu na twarzy białaska.
Skuliłam się, jakby to mnie uderzył. Poczułam jak wzbierają we mnie obce uczucia. Żal, gniew i ta samotność... ta samotność...
-Angie? -Al złapał mnie za ramię i przytrzymał.
-William wcale dla mnie nie pracował -Madame zerknęła na syna ze złością.
-Gówno prawda. Kazałaś mu mnie pilnować. Dlatego mnie znalazł w sierocińcu!
Zacisnęłam oczy. Sierociniec...

-Aleksander nie bawi się z innymi dziećmi. Jest strasznie cichy...
-Nie możemy tak po prostu kazać innym by się z nim bawili. Dzieci się go boją. Te jego białe włosy...
-No i jest synem złodziejki.

-Angie... Alex! -Al ledwo utrzymał mnie na nogach, gdy zaciskałam dłonie na uszach, oddychając spazmatycznie.
Usłyszałam kroki i nagle znalazłam się w objęciach białaska.
-Już tu są -warknął, wyciągając różdżkę.
W jednej chwili komnatę wypełnił chłód. Uniosłam głowę z trudem i jęknęłam. Zamiast sufitu nad nami dostrzegłam kłębowisko szarych, brudnych szmat, które poruszały się jakby w dziwnym tańcu, wydobywając z siebie przerażający wizg.
-Dementorzy -Lu i Al wyciągnęli różdżki.
-Nie -Alex przykucnął, sadzając mnie na ziemi. -Jeśli użyjecie magii Ministerstwo zaraz tu przyleci.
Wszyscy zerknęliśmy na Madame. Kobieta stała jakiś metr od nas, zaciskając dłoń na srebrnym nożu. Przełknęłam ślinę, drżąc. Dementorzy ruszyli na nas niespiesznie. Nim jednak zbliżyli się dostatecznie blisko, na ich spotkanie wyszedł Skaza. Mężczyzna stanął spokojnie twarzą w twarz z potworem i wyciągnął dłoń z różdżką.
-Expecto Patronum -mruknął.
Z jego różdżki wypłynął biały kociak i pomknął w stronę przeciwników. Zacisnęłam oczy, oślepiona nagłym blaskiem. I zatraciłam się w świetle.

-Olek, idź się pobaw z innymi dziećmi -mruknęłam do białowłosego chłopca stojącego w drzwiach.Malec nie ruszył się o krok. Wciąż wgapiał się w chłopaka leżącego na łóżku.
-Kto to? -spytał ciekawsko. -Umrze?
Westchnęłam.
-To William -mruknęłam cicho. Olek podszedł bliżej do łóżka. -Jest chory, ale niedługo powinno mu się polepszyć.
-Na co choruje?
-To taka...choroba przez którą nie czuje gdy coś go boli.
Białowłosy chłopiec stanął przy łóżku i zmrużył oczy.
-Fajnie -mruknął cicho.
-Wcale nie tak fajnie... -zganiłam go. A wtedy dostrzegłam poruszenie na łóżku. -Och, Will, chłopcze. Obudziłeś się? 
Ciemnowłosy chłopak uniósł się na łóżku z całkowitym marazmem na twarzy. Miał tę minę od kiedy kilka dni temu przyprowadzono go do sierocińca. Podobno zawsze miał taki wyraz twarzy. Nigdy też się nie odzywał.
-Olek, wracaj do swojej grupy. Will musi wziąć tabletki -machnęłam na albinosa dłonią.
A wtedy William obrócił się w kierunku chłopca. Wyciągnął rękę i położył mu ją na białych włosach.
-Wyglądasz jak biały kociak -mruknął ochrypłym głosem, człowieka, który nie odzywał się od bardzo dawna.

-Jakim cudem podszedłeś tak blisko?
Otworzyłam oczy. W pomieszczeniu było już dużo cieplej, nigdzie też nie zauważyłam śladu dementorów. Al wpatrywał się ze zdumieniem w Skazę, który chował różdżkę do kieszeni. Alex pomógł mi wstać.
-Oni go nie dostrzegają -wytłumaczył. -Dementorzy karmią się emocjami, a on ich nie ma.
-Więc jakim cudem wyczarował Patronusa?
Skaza obrócił się nieoczekiwanie w stronę Alexa i uśmiechnął lekko. Zaczerwieniłam się, zaciskając dłonie na koszuli białaska. Przez te wizje czułam się, jak intruz. To były prywatne wspomnienia Alexa. A może Skazy? Może zobaczyłam jego najszczęśliwsze wspomnienie, którym przywołuje patronusa? Uniosłam głowę zaskoczona własnymi myślami..
I zobaczyłam jak Skaza pada na ziemię a z jego ust wypływa strużka krwi.
-SKAZA! -Alex natychmiast skoczył do mężczyzny.
-Crucio!
Ciało chłopaka wyprężyło się spazmatycznie. Białasek krzyknął przeraźliwie i szarpnął się. Madame zacisnęła zęby i obróciła się błyskawicznie. Zza paska wyciągnęła mugolską broń i strzeliła kilkukrotnie w stronę, z której nadleciało zaklęcie. Z ciemności wyskoczyła młoda dziewczyna, mniej więcej mojego wzrostu, z dwiema długimi blond kitkami. Stanęła na przeciw Madame przekrzywiając głowę i uśmiechając się leniwie.
Alex upadł na kolana pokasłując. Zacisnął dłoń na ramieniu nieruchomego Skazy. Dopiero teraz dostrzegłam, że z boku mężczyzny wystaje długi nóż, a podłoga pod nim pokryta jest powiększającą się kałużą krwi. Blond włosa dziewczyna też to zauważyła, bo uśmiechnęła się promiennie.
-Cudowny widok, prawda? -zanuciła melodyjnie. Obróciła głowę w stronę Madame. -Ty jesteś tą złodziejką, co? Pójdziesz ze mną.
Madame zmrużyła oczy, nie opuszczając pistoletu.
-Dość -Alex uniósł się, sięgając do bransoletki zakrwawionymi dłońmi. Spoglądał na przeciwniczkę z wściekłością. -Lubisz ostrą zabawę? To się zabawimy.
-Och, Usagi uwielbia ten wyraz twarzy...
-Jak z tobą skończę, nie zobaczysz już żadnej twarzy..
-Alex-Madame spojrzała na niego ostro.
-Zamknij się. Musisz zabrać stąd Skazę. Ojciec Lu jest lekarzem, pomorze mu.
-Nawet o tym nie myśl.
-Powiedziałem; zamknij japę! -białasek machnął na nią dłonią. -Uciekaj! Przy tobie nie mogę rzucać zaklęć. Nie chcę żeby cię znów zamknęli!
Nie czekając na jej reakcję, obrócił się z powrotem do Usagi. Dziewczyna kiwała się na piętach, znudzona. Alex uśmiechnął się szeroko. Nie miałam wątpliwości, że jeśli dojdzie do walki -będzie ona najbardziej krwawa i sadystyczna w całej historii. I wcale nie miałam ochoty patrzeć na Alexa w takim stanie.
Nie ja jedna.
W jednej chwili przed Alexem stanęli Lu i Al. Obaj z wyciągniętymi różdżkami i lekkimi, zdecydowanymi uśmiechami na ustach. Białasek warknął na nich wściekle.
-Zostajemy -Al zerknął na niego. -Zabierz swoją mamę, Angie i Skazę.
-Zamknijcie się!
-Nie! Jeśli tu zostaniesz wpadniesz w kłopoty. Wyrzucą cię ze szkoły, może nawet postawią przed sądem. Jeśli cię zamkną w Azkabanie nie będziesz mógł spełnić swoich planów!
Lu obrócił się i puścił do nas oczko.
-Narobimy zamieszania. Zaraz ktoś przyleci, sprawdzić, czemu używamy czarów -zerknął na mnie. -Zobaczymy się na śniadaniu, cherie.
Alex zacisnął pięści. Usagi w tym czasie wyprostowała się.
-Skończyliście decydować kogo mam pierwszego oskalpować? -uniosła brwi. -Kolega wam się wykrwawia.
Nim zdążyła dodać coś jeszcze w jej stronę pognały kolejne pociski, wystrzelone przez Madame. Dziewczyna radośnie odskoczyła, śmiejąc się głośno. Złodziejka jednak nie dała się zbić z tropu. Wyskoczyła do przodu, mijając Alexa i resztę. Wystrzeliła resztę magazynku, a potem wypuściła z ręki pistolet -niemal w tej samej chwili w jej dłoni błysnął długi nóż. Usagi ruszyła na nią, także dobywając ostrza.
-Szlag -Alex skrzywił się wściekle. -Lu, zajmij się Skazą! Zatamujcie krwotok, cokolwiek!
Żabojad skinął głowę i obrócił się na pięcie. Przyklęknął przy Skazie, chwytając go za nadgarstek i usiłując wyczuć puls. Nie proszona oderwałam spory kawałek swojej spódnicy i kucnęłam obok.
-Co mam robić?
Lu spojrzał na mnie zaskoczony, ale uśmiechnął się lekko i skinął głową.
-Uciskaj tutaj. Ale uważaj, by nie naruszyć noża. Trzeba zatamować krew. Al, przynieś wody. Powinna jej być cała misa, przy wejściu.
Zwinęłam materiał i przycisnęłam do rany. Tymczasem za naszymi plecami obie kobiety raz za razem nacierały na siebie, wymieniając ciosy. Madame ze spokojem i skupieniem, Usagi radośnie, z głośnym śmiechem. Alex stał nieruchomo kawałek dalej. Wydawać by się mogło, że czeka tylko na odpowiedni moment, by dołączyć do walki. Albo ją zakończyć.
-Trzymajcie go! -głos Lu sprawił, że się obróciłam.
Skaza najwyraźniej odzyskał część przytomności. A teraz unosił się do siadu, błądząc wzrokiem wokół. Lu i Al naparli na niego z całych sił, ale na mężczyźnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Nie czuł bólu, nie wiedział więc jak poważnie jest ranny. Białasek obrócił się w jego stronę wściekły. Madame odskoczyła od Usagi, odbijając ostro jej sztylet, aż ten wypad z dłoni dziewczyny i poturlał się w cień. Złodziejka obróciła się lekko w naszą stronę, błyskawicznie oceniając sytuację.
Jednak zbyt wolno.
-Ha!
Nie zdążyłam krzyknąć. Zielony promień błyskawicznie pognał w kierunku Madame. Widziała go, mogłam dostrzec przerażenie w jej oczach. Jedyne co mogliśmy zrobić, to patrzeć, jak zaklęcie niemal sięga kobiety. Nagle jednak rozległ się głośny huk, a wtedy czyjaś dłoń chwyciła mocno kark kobiety i przygniotła w dół. Zaklęcie świsnęło tuż nad jej głową. Spojrzałam zdumiona na mężczyznę, który stał obok niej.
Był potężnie zbudowany -nie tak wysoki jak Skaza, ale zdecydowanie szerszy w barkach. Miał blond włosy, niedbale związane rzemykiem i krótką bródkę. Przez twarz o ostrych rysach biegło kilka bladych blizn.
-Nils -Madame uniosła głowę, spoglądają na mężczyznę ze zdumieniem.
-Gard, kobieto, Gard -blondyn uniósł ją i przycisnął do siebie. -Zawsze musisz psuć mi wejście?
-Gard! -Usagi chyba też rozpoznała mężczyznę. -Co ty wyrabiasz?!
-Co to za facet? -z równą wściekłością zawtórował jej Alex.
-Co to za gnojek? -Nils zerknął na niego, marszcząc brwi.
-Ty mi lepiej powiedz skąd znasz śmierciożercę?! -Madame odepchnęła go od siebie.
-Śmierciożercę? -mężczyzna zmarszczył brwi. -Znam tylko takich, których wsadziłem do Azkabanu.
-A ona to kto?! -złodziejka wskazała na blondynę.
Nils westchnął cierpiętniczo.
-Moja siostrzenica. Jest aurorem.
-JAJA SOBIE ROBISZ?!
-Gard! Co tu się dzieje?! -Usagi rzuciła różdżką o ziemię, naburmuszona. - To Madame Avatar! Powinniśmy ją złapać!
-Uspokój się, dziewczyno. To moja kobieta.
-Że niby kto?! -Alex chyba zapomniał o rannym Skazie.
Nils zerknął na niego, marszcząc brwi.
-Co to za knypek?
-Mój syn, gumochłonie pierdolony.
-A! -Mężczyzna uśmiechnął się promiennie. -Cześć, mały! Tego... mów mi tato, czy coś...
Białasek aż poczerwieniał z gniewu. Nim jednak zdołał wybuchnąć Nils obrócił się w stronę mnie i Lu.
-Cześć, William -rzucił do Skazy. -Widzę, że mamy tu rodzinny zjazd. Myślałem, że siedzisz w Egipcie.
-Wróciłem... -Skaza wypluł to słowo razem ze sporą ilością krwi.
-Usagi, ja cię zamorduję, gówniaro... -Nils zacmokał, pochylając się nad rannym. -Żeby atakować kumpla z Ministerstwa... Dlatego właśnie mówię, że kobiety powinny siedzieć w kuchni, lub sypialni.
-Zamknij się -warknęły obie z Madame. A potem obrzuciły się nawzajem wrogimi spojrzeniami.
-Może Pan go zabrać do Munga? -Lu zerknął na Nilsa z nadzieją.
-Wielkiego wyboru nie mam.
Alex podszedł szybko i kucnął obok. Zerknął Skazie poważnie w oczy, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej nawet nie musiał. Skaza momentalnie się uspokoił, zamknął oczy i odetchnął głęboko. Nils obrócił się do blondyny i skinął na nią głową.
-Usagi, zabierz go do szpitala. Możesz porozbijać kilka nocników, ale mają mu natychmiast pomóc. Zaraz do ciebie dołączę.
Dziewczyna skrzywiła się.
-Wisisz mi poważną rozmowę -warknęła, chwytając Skazę za ramię.
-Poważna? Ze mną? -Nils wyglądał na rozbawionego. -Nigdy.
Panna tylko wytknęła mu język, po czym zniknęłam razem z rannym Skazą. Wtedy mężczyzna wyprostował się i ogarnął nas jednym spojrzeniem.
-Nieźle narozrabialiście, dzieciaki...
-Masz psychiczną rodzinkę -Madame założyła ramiona na piersi.
-No, co ty, kobieto, nie powiesz...
Alex zacisnął zęby, wściekły.
-Za chwilę zaroi się tu od mugolskiej policji.
Lu pomógł mi wstać. Al sterczał obok, blady i uwalany w krwi. Prawdopodobnie wyglądałam tak samo. Obróciłam się do Grand'a, ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on już machnął różdżką.
-Chłoszczyść.
-Zbierajcie się stąd -klepnął Alexa w ramię.
-Muszę porozmawiać z matką -chłopak zerknął na Madame.
-Znajdę cię. Obiecuję.
Białasek dłuższą chwilę stał nieruchomo, mierząc złodziejkę wściekły spojrzeniem. W końcu skinął głową. Obrócił się w naszą stronę i bez słowa ruszył w stronę wyjścia. Widziałam po jego twarzy, że podjął jakąś decyzje. Nie wiedziałam jaką, ale na pewno by mi się nie spodobała. Powoli ruszyliśmy za nim.
Odwróciłam się jeszcze na chwilę. Dostrzegłam jak Nils pochyla się i całuje Madame Avatar, obejmując ją w talii. A chwilę potem -znika, razem z kobietą.