piątek, 26 kwietnia 2013

Kwestie organizacyjne, czyli którędy do łóżka żabojada?


Aut. To powyżej to nowy gabinet Szajbusów. Chcecie wypić herbatkę, wlepiając ślepia w Alexia? Albo ukraść z Maxiem Al'owską czekoladę? Poplotkować z Angie, lub pofikać na tym zgrabnym wyrku, z Luką? To na co czekacie? Pisać maile! Komentarze! Cokolwiek!
W razie wszelkiego wu, to moje gg; 35538554 -tam pisać wszelkie uwagi, pomysły, czy próby dostania się między szajbusów.  Wszystko rozpatrzymy sprawiedliwie ;)
Blog się niedługo rozkręci, ale do tego trza ludzi. I nie mówię tu tylko o tych, którzy chcą wziąć udział w życiu szkoły. Także komentarze, czy głosy w naszym małym plebistycie gwiazd.
Soł man, muw jor as and help us!
Nie pytaj co blog może zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla bloga! :D
Wasz wiecznie wkurwiony ~Alex <3

7. Co Edzio Cullen robi w Hogsmeade? (Angie) cz.4


Zacisnęłam oczy i skrzywiłam się, czując jak moje oczy atakuje jasne światło. Nie idź w stronę światłości, Angie. Leż na dupie, tu ci dobrze. I ciepło. I miękko. Nawet plecy już nie bolą...
Mój Boże, słyszę głosy...
Zamrugałam zaskoczona, w końcu otwierając oczy. Chwilę wgapiałam się w biały sufit, nie bardzo ogarniając miejsce mojego aktualnego spoczynku. Ale zaraz znów usłyszałam rozlegające się tuż obok.
-Nie będzie nas na eliksirach. I transmutacji. Już o historii magii nie wspomnę...
-Jezu, Al, zamknij twarz, bo ja ci ją zaraz zamknę!
-Leż na dupie, białasku, masz złamaną nogę!
-Lu, weź go przytrzymaj, bo zaraz się spieprzy na glebę!
-Przecież zajęcia są ważne! A co z moimi zwierzątkami?! Kto je nakarmi?!
-Ja je nakarmię twoimi flakami, dzieciaku...
-Może byście się tak uciszyli, co? Bo zaraz przyleci Hitlerjugend zaraz przylezie.
Znowu zamknęłam oczy i westchnęłam głośno.
-Za jakie grzechy wrzuciłeś mnie do piekła? -mruknęłam w stronę sufitu.
-O, Angie! -chłopcy najwyraźniej zainteresowali się, że nie śpię.
Z niejakim trudem uniosłam się do siadu, rozglądając. Wszystkie łóżka wokół były pozajmowane. Alex leżał naprzeciw mnie z nogą w gipsie, lewitującą na niewidzialnym temblaku. Kawałek dalej leżał szary na twarzy Albion, potem Luca z opaską na oczach i Max po mojej prawej stronie, pokryty opatrunkami aż po czubek głowy.
-Ohayo -Maxuel wyszczerzył się do mnie spomiędzy bandaży.
Opadłam na poduszki bez sił.
-Ja pierdolę..
-Dokładnie, Grimm, dokładnie -ups, Alex używa mojego nazwiska. Będzie poważnie. -Myślę, że nie muszę ci mówić, że jak cię jeszcze razz zobaczę z jakimś wampirem, wilkołakiem, czy inną łajzą, to nogi powyrywam przy samej gębie?
Jego z pozoru miły głosik doprowadził mnie do stanu przed zawałowego.
-Ta jest! -zakomunikowałam szybko.
-No i świetnie. Przypomnijcie mi jeszcze tylko, żeby obił Potterowi gębę, jak z tąd wyjdziemy.
Chwilę leżeliśmy w milczeniu. W końcu znowu się uniosłam.
-Dzięki... -mruknęłam, nieco speszona. -Gdyby nie wy, jadłabym krwiste przez resztę życia. O ile miałabym jakieś życie.
-Nie ma sprawy, cherie -Luka wzruszył ramionami.-Odrobisz kiedyś w naturze.
-Świetny pomysł -Alex uniósł brwi. -To co? Kolejeczka? Max, masz najbliżej.
Spojrzeliśmy po sobie z młodym.
-Bleee! To kobieta! -geniusz omal się nie zrzygał na pościel.
-Ja też to niedawno odkryłem -Lu pokiwał poważnie głową. -AAA! NIE BIJ! KTOKOLWIEK TO JEST!
-Co tu się dzieje!? -Pomfrey wypadła ze swojego Aushwitz i zgromiła nas wzrokiem. -Panie Regardens, proszę odstawić ten nocnik!!

Wieczorem odwiedził nas Dumbledore. Siedzieliśmy akurat wszyscy na wyrku Alexa, grając w karty. Dziadzia wyprosił Hitlerjungend do jej kanciapy i przysunął sobie do nas taboret, świecąc swoim dziadzinym uśmiechem.
-Widzę, że już czujecie się lepiej?
Nerwowo przysunęłam się do Alexa. No, to teraz czeka nas wydalenie, szlaban i odrabianie w naturze, niekoniecznie w tej kolejności i wielkości.
-Panie dyrektorze, to moja wina -mruknęłam szybko. Dobra, boję się kary, nie chcę żeby mnie wyjebali, ale jak przeze mnie ukarają chłopaków, to mi Alex żyć nie da. -To ja...
-Wina? -dziadzio uniósł brwi. -Masz na myśli złamanie przepisów i nielegalne wyjście do Hogsmeade? Czy może to, że nawiązałaś niebezpieczną znajomość z wampirem?
Jaką tam niebezpieczną. Już ja jestem bardziej groźna niż ta ciota.
-A może chodzi ci o to, że sprowokowałaś grupę wilkołaków i tym samym naraziłaś na niebezpieczeńswo swoich przyjaciół? O co ci chodzi, moja droga?
Chłopcy natychmiast pootwierali usta, ale dyrcio natychmiast uciszył ich jednym ruchem ręki. Poczułam jak czerwiejnieję po czubki uszu.
-O...wszystko...
-Rozumiem. Czy masz w takim razie coś na swoje usprawiedliwienie?
Zamrugałam szybko, czując pieczenie pod powiekami. No, Angie, nie rycz. Nie rycz, głupia pizdo! Wyleją cię ze szkoły, złamią różdżkę i wylądujesz spowrotem w swoim czysto mugolskim świecie.
-Proszę, to moja wina -rzuciłam szybko. -Niech pan nie każe chłopaków. Oni chcieli mi tylko pomóc!
Dumbledore tylko się zadumał, kręcąc młynka kciukami.
-No, nie wiem.. -uniósł brwi, zerkając po zaciętych minach mojej obstawy.-Żaden z nich nie wezwał nikogo na pomoc. Powinni zgłosić...
-A co, ja Gepetto, żeby strugać pajaca? -Alex skrzywił się wściekle. Pewnie by robił niezłe gniewne show, gdyby nie to, że jego noga huśtała pod sufitem, a on sam leżał plackiem w pościeli. -Zanim ktoś by zareagował, ją by już zjedli, przetrawili i zakopali.
-Bardzo obrazowo powiedziane -Dumbledore jakoś niezbyt się przejął wybuchem białaska. -Muszę was jednak ukarać.
Już po mnie.
-Mimo wszystko, muszę przyznać -ciągnął dalej dziadzio. -Że wykazaliście się szczególną odwagą i hartem ducha. To bardzo żadka i cenna sztuka w tych czasach.
Zaczęłam nasłuchiwać uważnie, przy okazji robiąc najbardziej skruszoną minę, na jaką tylko było mnie stać. Tak, patrz jak mi smutno, jak źle. Nie warto mnie wyrzucać, zdechnę, rozłożę się pod jakimś mostem i będzie afera. No, daj pan złotóweczkę na bułeczkę...
-Nie wyrzucę was ze szkoły...
Nie tylko mnie wyrwało się westchnienie ulgi.
-Mam bowiem dla was wyśmienitą karę -kontynuował spokojnie dyrcio, zacierając ręce. -Jako uczniowie wybitni będziecie służyć innym pomocą i przykładem.
-Chyba nie zrobi Pan z nas Prefectów? -Albionowi zaświeciły się oczy.
-Nie.
I masz, Al, za swoje.
-Będziecie pomagać uczniom z całej szkoły w ich problemach. Zostanie wam przydzielona odpowiednia sala, gdzie będziecie przyjmować interesantów. Po godzinach zajęć oczywiście.
Spojrzeliśmy po sobie zdumieni.
-Ale...co? -Max pokręcił głową, jak zwykle tępo główkując.-Jak niby mamy pomagać? W nauce?
-We wszelkij kwestiach, związanych z życiem na zamku. Oczywiście w miarę możliwości -dziadzio uśmiechnął się dobrotliwie.
-Super! -Maxiu ucieszył się. -Może przyjdzie do mnie jakiś gej?!
-Cieszę się, że podoba wam się prozpozycja -Dumbledore wstał. -Jak tylko dojdziecie do siebie, omówimy wszystko w moim gabinecie.
Ruszył do wyjścia, a ja osłupiałam.
-Ale... zaraz! -skoczyłam na równe nogi. -To wszystko?!
-Ach, no tak -staruszek odwrócił się do nas, jakby coś mu się przypomniało. -Wasze domy dostaną po dwadzieścia punktów za odważne zachowania każdego z Panów.
Osłupieliśmy, a wtedy dziadzio najspokojniej w świecie wyszedł.
-Nienawidzę drania -Alex parsknął.

Aut. No i proszę. Doszliśmy do momentu, gdzie zawiązuje się cała akcja. Od tego momentu każdy z czytelnikó może osobiście poznać naszych bohaterów! Wystarczy wysłać na maila; alexregardens@gmail.com wiadomość o następującej treści;
  • Imię i nazwisko naszej postaci,
  • Wiek/która klasa/dom,
  • wygląd/charakter,
  • problem, z jakim może zgłosić się do szajbusów,
  • zdjęcie, jakie ustawimy w formie avka. Wszystkie zdjęcia zostaną potem wyświetlone w formie księgi pamiątkowej na blogu.

Wasza postać stanie się jednym z uczniów hogwartu i wystąpi w specjalnym odcinku, a nawet potem, przewijając się gdzieś między fabułą! Have fun, kochani!

czwartek, 25 kwietnia 2013

6. Co Edzio Cullen robi w Hogsmeade? cz.3 (Angie)


Come on, Come on
Move a little closer
Come on, Come on
I want to hear you whisper

Ed czekał na mnie z pojedyńczą różą w dłoni. Skrył się w cieniu drzew przy Wrzeszczącej Chacie, tak, że jego skóra nie miała bezpośredniej styczności ze światłem słonecznym. Uśmiechnęłam się do niego uwodzicielsko, poprawiając kieckę.
-Zmarzniesz -wyciągnął rękę, tak że płatki róży musnęły mój policzek.
A potem poprawił moją szatę, całkowicie opatulając.
Oceniłam swój stan techniczny ale nie skomentowałam. Skoro taka mu się podobam to wuj z tym.
-Co będziemy dzisiaj robić? -spytałam za to, wdzięcznie przyjmując różę.
Ed spuścił wzrok.
-Muszę ci coś wyznać... ja... -zawahał się na moment. -Dzisiaj ucztowałem.
Zamrugałam.
-Polowałeś? Znaczy piłeś krew?
Do głowy weszła mi scena rodem z pornosa. Poczułam jak ogarnia mnie wściekły gniew. Znalazł se chuj jakąś dziewicę i ucztował? Jak ja mu zaraz pokażę! Drań jeszcze nie wie, co to znaczy rozgniewać Angie...
-Nienawidzę tego! -odwrócił się w stronę drzew z dramatycznym jękiem. -Ale musiałem! Byłem tak przerażająco spragniony!
-Mogłeś powiedzieć! Ja bym się z tobą podzieliła swoją krwią!
Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Ale ja nie piję ludzkiej krwi.
-Co? -gówno, cipo. Co ja tu robię?
-Poluję na zwierzęta i je gryzę -wyjaśnił spokojnie, jakby tłumaczył mi jakąś regułkę z Historii Magii. -Nie mógłbym skrzywdzić człowieka!
-Więc jak..? Nie pijecie ludzkiej krwii? -ramiona mi opadły.
Naraz przypadł do mnie, chwytając za dłonie z siłą jakiej bym się nie spodziewała po takim metrosexualnym ciele.
-Twoja krew... ona na mnie działa... -przesunął nosem po mojej szyi, a mnie serce zamarło w piersi.
Chwilę staliśmy tak, spleceni, ale w końcu zaczęłam się niecierpliwić. I co? To tyle? Powąchał mnie po szyi?
-Pokażę ci coś -odsunął się nagle, po czym obrócił plecami do mnie i przygarbił. -Wejdź mi na plecy.
Niezbyt podniecająca wizja, ale ołkej. Zrobiłam co kazał a wtedy on nagle ruszył do przodu, prując przez las jak błyskawica.
Poległam przy pierwszej gałęzi.

Come on, Come on
Settle down inside my love
Come on, come on
Jump a little higher
Come on, come on
If you feel a little lighter
Come on, come on
We were once
Upon a time in love

-Naprawdę przepraszam cię za tamto..
-Nic się nie stało -machnęłam wymijająco ręką. -Wystarczyło szybkie zaklęcie leczące i już, twarz jak nowa.
-Ja ranię ludzi... -mój luby wyglądał, jaby miał zamiar zaraz ryknąć perłowymi łzami.
-Daj spokuj, Edward -usiłowałam go pocieszyć. -Wcale mnie nie zraniłeś. Skąd mogłeś wiedzieć, że gnanie 150 kilometrów na h, w lesie jest niebezpieczne? Każdemu mogło się zdarzyć. Gdyby nie tamta gałąź, nic by się nie stało. Właśnie, to wszystko przez te gałęzie. Po kiego muchomorka tyle ich w tym lesie?
I dalej w ten deseń. Mój luby już od tygodnia koczował w jakiejś ziemnej lepiance, ogłaszając wszem i wobec, że zamierza tam zdechnąć z głodu, braku słońca i najpewniej głupoty. Cicho, Angie, kochasz go, to wampir, niedługo cię ugryzie i będziecie żyć razem... przez wieczność...
Odgoniłam ponure myśli. Przynajmniej jest... przystojny...
Zerknęłam na wampira z westchnieniem.
-Ed... może -zawahałam się. -Może mógłbyś mnie...
-Cicho! -wyprostował się nagle, jakby coś usłyszał.
Także zaczęłam nasłuchiwać, ale tylko mój brzuch zawiadomił mnie o tym, że kolacja była już jakiś czas temu.
-Idą po mnie -Edward objął mnie nieoczekiwanie za ramiona. -Musisz uciekać, zaraz tu będą.
Puścił mnie i wypełznął ze swojej dziury, stając między drzewami. Natychmiast skoczyłam na równe nogi i wyciągnęłam różdżkę.
-Kto tu będzie? -rozejrzałam się zaniepokojona.
-Wilkołaki.
Zerknęłam na niebo. Pełnia. Pięknie, kurwa, pięknie.
-Musisz uciekać -Ed odwrócił się do mnie z dramatycznym wyrazem twarzy. -Kocham cię!
A potem zbliżył swoją twarz do mojej i soczyście ucałował.
W czoło.
A potem przytulił mnie z taką siłą, że omal nie wyzionęłam ducho. I wuj z tym, że miałam wiać. I że coraz bliżej słychać było, jak się jacyś dranie przedzierają przez krzaki. W końcu sama odepchnęłam lovelasa i mocno zacisnęłam dłoń na różdżce.
-Drętwota! -ryknęłam, gdy tylko spomiędzy krzaczorów wychynął pierwszy wilkołak.
Bydle pisnęło i zwaliło się między listki. Rest In Peace i dalej w ten deseń. Już szykowałam się do kolejnego strzału, gdy na polanę wypadło stadko wilkołaków, stając przed nami w szeregu, warcząc.
-Nie strzelaj! -to mój domniemany chłopak nagle złapał mnie za rękę.
-Co?! -zerknęłam na niego zdumiona. -Przecież oni przyszli tu po ciebie, tak?!
-No... -Edward zmieszał się. -Tak, ale...
-I chcą cię zabić, tak?!
-Niby tak, ale...
-Masz zamiar sobie z nimi pogawędzić czy walczyć?! -teraz to już po prostu wrzeszczałam.
-No... -Ed jeszcze bardziej się zmieszał. -Gawędzić...
Nie, ja wysiadam.
Dłuższą chwilę gapiłam się oniemiała w chłopaka. Kretyn. Nie, no... Zniosłam wąchanie szyi, polowanie na króliczki, a nawet świecącą skórę. Ale tego, kurwa, nie zdzierżę.
-Ty jaj nie masz! -warknęłam i obróciłam się w stronę wilków.
-Szefowa to się tak nie złości... -mruknął jeden, szczerząc kły. -Złość piękności szkodzi. My tu grzecznie, kulturalnie...
-A kysz, futrzańce zasrane! -wyciągnęłam przed siebie różdżkę.
-Ona zaatakowała Jacoba! -ryknął nagle inny, najwyraźniej zauważając że jeden wszaż leży spetryfikowany w krzakach. -Bez powodu!
Wilki zawyły wściekle a potem ruszyły na mnie, szczerząc ociekające śliną zębiska.
-Confundus! -ryknęłam. -Locomotor mortis! Impendimento! Drętwota!
Nagle jedna z bestii zaskoczyła mnie od tyłu. Odbiła się obiema łapami od moich pleców, a ja poleciałam w przód, wypuszczając różdżkę z dłoni. Natychmiast poderwałam się na kolana, ale pólsujący ból w plecach ledwie pozwalał mi myśleć. Wstrętny sierściuch przeorał mi pazurami całe plecy.
Usłyszałam trzask. I to bynajmniej nie gałązki. Uniosłam głowę. Wilkołaki zbliżały się ku mnie powoli. Jeden z nich uniósł łapę, zerkając na moją połamaną różdżkę. Zarechotał złośliwie.
-PETRIFICUS TOTALUS!!!
Wilki zawyły zaskoczone, a koło mnie nagle pojawił się Luca. Gdzieś z boku nadbiegał Alex, miotając zaklęciami niczym błyskawicami. Max deptał mu po piętach, mniej wojowniczy, ale równie zawzięty. Miałam ochotę ich ucałować.
-Angie! -z mojej drugiej strony przykucnął Albion. Różdżka w jego dłoni drżała lekko.
-Wypij to -Luca wepchnął mi w dłoń jakąś fiolkę. -Na zaklęciach się nie znam, ale eliksiry to co innego.
-Luka...
-Pij nie gadaj!
No i wuj, a właśnie chciałam wyznać, że miałam ochotę go ucałować. Szybko wypiłam zawartość fiolki, a wtedy potworny ból pleców zniknął, ustępując tępemu pulsowaniu.
-Al, zabierz ją stąd -Lu wyciągnął swoją różdżkę.
-Co!? Dlaczego ja?! -księciunio aż się zapowietrzył.
-Z tobą będzie bezpieczniejsza! -ponownie musieliśmy zaryć w glebę, bo nad nami przetoczyło się bezwładne cielsko jednej z bestii. -Al, jesteś Gryfonem! RUSZ DUPĘ!!
Albion zacisnął zęby, a potem pociągnął mnie za sobą w ciemny las. Biegliśmy jak szaleni, błądząc w mroku. Moje plecy wołały o litość, ale wciąż słyszałam ścigające nas bestie. Więcej ich matka nie miała?! Kilka razy Al obracał się i strzelał za siebie jakimś zaklęciem, ale powoli traciłam jakąkolwiek orientację.
Oczy same mi się zamykały, plecy przestały nagle boleć. W pewnej chwili dmuchnęło mi ostro w twarz, a ja zdałam sobie sprawę, że lecę na pysk na ziemię.
-ANGIE!!!

Come on, come on
Spin a little tighter
Come on, come on
And the world's a little brighter
Come on, come on
Just get yourself inside her
Love ...I'm in love

5. Co Edzio Cullen robi w Hogsmeade (Alex) cz.2


So I said I'm a snowball running
Running down into the spring that's coming all this love
Melting under blue skies
Belting out sunlight
Shimmering love

Wszelka płeć żeńska, aktualnie egzystująca w mojej popieprzonej budzie, ześwirowała całkowicie na temat wampira Edka. Nie, żeby wcześniej lafiryndy były jakoś szczególnie inteligentne, ale teraz to ich aparycja obniżyła się do poziomu śliniących gumochłonów. Większość latała po zamku, dziarsko dzierżąc w łapkach wykrojone z Proroka zdjęcia Edzia i zatruwając eter piskami niczym hipogryfy w czasie rui. Osobiście czekałem aż zaczną się ocierać o kolumny, to byłby widok.
Najgorsze jednak jest to, że przewodniczącą tych śliniących się kretynek była Angie. Laski z roku niemal stawiały jej ołtarzyki, wyjąc psalmy gloryfikujące tą pseudo wampirzyce. Chyba każdy wiedział, że gówniara spierdalała ze szkoły niemal co noc, koczując w Hogsmeade i szukając swego lubego z uporem Sherlocka Holmesa.
Przy śniadaniu dyrcio zapuścił nam gadkę typu "wampiry są złe, my dobrzy -zamkniemy was w zamku. Jak ktoś spierdoli, to będzie wylizywał nocniki w skrzydle szpitalnym przez resztę życia." Oczywiście w jego ustach brzmiało to dużo wdzięczniej.  Generalnie to nie wiem, jak dziadzio to robi, ale po jego przemowie lasencje trochę przystopowały z tą swoją rują.
Przynajmniej te mądrzejsze.

Well baby I surrender
To the strawberry ice cream
Never ever end of all this love
Well I didn't mean to do it
But there's no escaping your love

Angie dorwała nas jak szliśmy w stronę domku Hagrida, tóry miał nas odprowadzić pod Zakazany Las w celu podjęcia nauk Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Niedawno stary  Kettleburn stwierdził, że sam sobie z takimi potworami nie poradzi. A do tego jeszcze musi je uczyć opieki nad magicznymi stworzeniami... W każdym bądź razie "uprosił" (Serio, panie psorze? Mogę? Cholibka, jasne że pomogę, zawsze żem marzył...) Hagrida, coby ten mu pomagał przy poskramianiu nas. I zwierząt.
-Już myślałem, że zwiejesz z zajęć -Max klepnął ją w plecy. On i Luca mieli akurat zielarstwo więc się zebraliśmy całą paczką.
-Bo zwieję -wiedźma rozejrzała się uważnie dookoła, jakby ją śledziło stado guimonów. -Musicie mi powiedzieć jak wyglądam.
Po czym ruchem rasowego ekshibicjonisty rozwarła poły swej szaty. Al gwałtownie pozieleniał, wbił gały w glebę, po czym bąknął coś o włączonym żelazku i spierdolił. Za to Luca lampił się bezwstydnie, a jego szczęka ruszyła na spotkanie z glebą. Maxiu tylko pokręcił trochę głową.
-To jest chustka do nosa? -spytał niepewnie.
-To sukienka, troglodyto pieprzony! -Angie aż pokraśniała z gniewu.
-A gdzie reszta? -jakoś cycki nie robią na mnie takiego wrażenia.
-Pieprzcie się! -dzieweczka znów się zakryła. -W ogóle się nie znacie!
-Zewrzyj siekacze, bo cię jeszcze kto usłyszy i wyśle na dywanik do dziadzia -ostrzegłem spokojnie. Zerknąłem na jebadełko wiszące na niebie i grzejące jak-ja-pierdolę. -A ty gdzie leziesz? Przecież wampiry nie wychodzą w dzień.
-Edward powiedział mi że to tylko bajki. Tak naprawdę to on może chodzić w dzień, tylko musi być pochmurnie, lub musi być zakryty...
-To słońce mu nic nie robi? -Maxiu zmarszczył brwi, a ja niemal widziałem jak mu pracują zardzewiałe zębatki.
Angie się zmieszała.
-Robi... bo on... świeci się...
-Co? -osłupieliśmy.
-No, świeci się! Jak brylant, bardzo szlachetnie! Uważam, że...
Reszta wypowiedzi zginęła śmiercią topielca, zagłuszona przez nasz rechot.
-JEBCIE SIĘ! -młoda pokazała nam środkowy palec i wielce obrażona spierdoliła. Dopiero wtedy nasz żabojad się obudził.
-TO ONA JEST DZIEWCZYNĄ?!!?!?! -zaskowyczał, wlepiając w nas patrzały.
Poklepałem biedaka po części tylnej, powyżej dupnej i pchnąłem w stronę błoni. Całe życie z debilami.

These lines of lightning
Mean we're never alone,
Never alone, no, no

4. Co Edzio Cullen robi w Hogsmeade? (Angie) cz.1

Aut. Nie należę do fanów Zmierzchu. Edziu występuje tutaj jedynie w formie rozrywkowej- coby się trochę pośmiać. I tyle. To pierwszy tak długi post. Enjoy~

So she said, "What's the problem, baby?"
What's the problem I don't know
Well, maybe I'm in love (love)
Think about it everytime
I think about it
Can't stop thinkin about it


Pierwszy raz ujrzałam go w Proroku Codziennym. Ogromny tytuł: "Wampir na terenie Hogsmeade!!" od razu przykuł moją uwagę. Właściwie to aż podskoczyłam z wrażenia, wrzeszcząc jak zarzynana szyszymora. Prawdziwy wampir! Tu, zaraz obok...
-Nieźle... -Black zerknął na Proroka ponad moim ramieniem. Zagwizdał z uciechy. -Może naślemy na niego Smarka? Ale byłby ubaw...
On i Peter zarechotali złośliwie, ale zauważyłam, że James i Remek wymienili znaczące spojrzenia.
-Chyba już o tym rozmawialiśmy, Syriuszu -Lupin odchrząknął.
Zerknęłam na nich, unosząc brwi.
-Znudziło wam się dokuczanie Snape'owi?
-Nie. Po prostu chwilowo damy mu spokój -mruknął wymijająco James.
Niemal cała klasa siedziała z nami na błoniach, ucząc się do egzaminu z Obrony Przed Czarną Magią. Prfesor Angus złożył w zeszłym tygodniu rezygnację, ale stwierdził, że przed swoim odejściem sprawdzi jeszcze nasze umiejętności. Świetna sprawa -ledwie koniec października, słońce jeszcze grzeje, a on robi egzamin z całych 5 lat. Geniusz.
-W każdym razie, zamierzam znaleźć tego wampira -uśmiechnęłam się szeroko i złożyłam gazetę. -Może mnie ugryzie..?
-Angie, to może być niebezpieczne -Remus pokręcił głową. -Bycie wampirem z pewnością nie jest takie przyjemne.
-Remek ma rację -Luca zabrał mi gazetę. -Przecież wtedy nie mogłabyś chodzić na zajęcia. Wampiry śpią w dzień, nie? Poza tym piją tylko krew. Żadnej kawy, czekolady, kremowego piwa...
-Nie znacie się! -parsknęłam zła, potrząsając czarnymi lokami. -Bycie wampirem jest boskie!
Miałam właśnie rzucić jakimiś argumentami, które powaliłyby ich i rozwaliły na miazgę, ale właśnie wtedy Alex przypierdolił mi książką.
-Lecz się na łeb, babo. Nie możesz sobie znaleźć jakiegoś chłopaka ze szkoły, jak normalna dziewczyna?
-Niby jakiego? Ciebie? -wywróciłam oczami. -No, zobacz; Max to dzieciak, Syriusz i Luca zmieniają dziewczyny co tydzień, James lata za tą całą Evans, Peter jest brzydki, Malfoy to ciota, a Albion ma orgazm ilekroć się do niego odezwę.
Księciunio zaczerwienił się cały, ale twardo wbijał wzrok w swój podręcznik, udając że nie słucha.
-Hm, może wzięlibyście się za naukę? -Molly potrząsnęła rudą łepetyną niecierpliwie.
Chcąc, nie chcąc, wróciliśmy do powtarzania materiału.

How much longer will it take to cure this?
Just to cure it cause I can't ignore it if its love (love)
Makes me wanna turn around and face me
But I don't know nothing about love


Dorwałam Pottera przy wyjściu z Wielkiej Sali. Wyjątkowo szedł sam, co bardzo mi odpowiadało. Zrównałam się z nim i szturchnęłam w ramię, dając znać, że chcę porozmawiać na osobności. Wyszczerzył się, ale zaraz przystanął przy jakiejś pustej klasie i wpuścił mnie do środka.
-Jak chcesz mi wyznać miłość, to sobie daruj -zachichotał, przymykając drzwi.

Faceci to debile.
-W życiu -skrzywiłam się ze wstrętem. -Prędzej bym chyba pocałowała żabojada, Potter.
-No, to czego sobie życzysz?
-Muszę się dostać do Hogsmeade.
-Z tego co wiem następne wyjście jest tak jakoś za dwa tygodnie -wzruszył ramionami, z miną niewiniątka.
-Nie pieprz, draniu. Wiem, że ty i chłopaki znacie tajne wyjścia z zamku! -parsknęłam gniewnie. Niech nie myśli, że tak gładko łyknę te jego kłamstewka!
-Ja? Moja droga, twoje oskarżenia mnie ranią! -dalej grał mi na nerwach. Zaraz jednak popukał się palcem w usta. -Ale załóżmy, że masz rację i znam jakiś tajemniczy korytarz, prowadzący prosto do Miodowego Królestwa...
Serce podskoczyło mi radośnie w piersi. Wgapiłam się w Jamesa, jak w najwspanialszy obrazek.
-Pokaż mi!
-Nie.
-Co? -ramiona mi opadły. Co za skurwiel.
-Coś za coś, moja droga -Potter przeszedł się kawałek po pomieszczeniu, marszcząc czoło w zadumie. -Pomyślmy... Co byś mogła dla mnie zrobić....?
Nagle odwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem.
-Napiszesz za mnie esej na eliksiry.
Jęknęłam ze zgrozą.
-Ale to kilka stron! Na piątek!
-Ma być minimum Wybitny.
Zazgrzytałam zębami, w myślach obmyślając plan zemsty.
-Dobra! Napiszę na Powyżej Oczekiwań  i naopowiadam Lily jaki to z ciebie cudowny facet. Może być?!
Podszedł i poklepał mnie po ramieniu z zadowoloną miną.
-Świetnie się z tobą prowadzi interesy, moja droga. Polecam się na przyszłość!
-Mówisz to wszystkim dziewczynom?

-Tylko takim, które odrabiają za mnie prace domowe -rzucił, pusząc się jak paw.
A potem zwiał, nim zdążyłam wyciągnąć różdżkę.

Come on, come on
Turn a little faster
Come on, come on
The world will follow after
Come on, come on
because everybody's after love

3. Wojna (Alex)


Jakiś czas temu Dumbledore wprowadził nowy przedmiot; pojedynki. Nie był obowiązkowy i polegał głównie na tym, że zbieraliśmy się w Wielkiej Sali i tam uczyliśmy się wszelkich zaklęć obronnych, czy oszałamiających. Lubiłem te zajęcia. Jestem jednym z tych drani, którzy potrafili rzucać zaklęcia, bez wypowiadania ich na głos, więc nieźle sobie radziłem. Opiekunowie domów dobierali nas w grupy do ćwiczeń nie patrząc na wiek, dom, czy umiejętności. Raz walczyłem przeciw jakiemuś siódmoklasiście z Hufflepuffu, innym razem przeciw piątce dzieciaków i opiekunowi. Śmierciożercy nie wybierają.
Mimo wszystko niewielu rodziców zgadzało się, by ich pociechy stawały się workiem treningowym dla innych. Jawnie krytykowało dyrcia za takie radykalne metody. Aż do czasu.
Siedzieliśmy akurat całą paczką na błoniach. Luca i Max porozkładali się na trawie, grzejąc w ostatnich ciepłych promieniach wrześniowego słońca. Al przycupnął grzecznie na ławeczce, a ja schowałem się w cieniu, pod murami zamku – nawet takie słońce powodowało u mnie podrażnienia skóry, ot, taka popieprzona dola albinosa. Angie kończyła akurat numerologię. Przyszła do nas blada i z zaciśniętymi ustami. Bez słowa pokazała nam nowy numer Proroka Codziennego.
April Clearwood – gówniara z trzeciej klasy. Chyba nie było w szkole osoby, która by jej nigdy nie dokuczyła. Była małą, szarą myszką, całkowitą łamagą. Niektórzy sądzili nawet, że jest charłakiem i, że powinni wyjebać gówniarę z Hogwartu. Ale Dumbledore udawał ślepego i głuchego. No i proszę, dali gówniarze order Merlina Pierwszej Klasy.
Szkoda tylko że po śmiertelnie.
W Proroku napisali, że wpadła w pułapkę Śmierciożerców. Latała sobie po sklepach z młodszą siostrzyczką i nagle okazało się, że jeden z butów na wystawie to świstoklik. Zniknęła razem z pięcioletnią dziewczynką. Po niecałym kwadransie, kiedy to na miejsce przybył już Minister Magii i grupa aurorów, świstoklik powrócił na wystawę razem z młodszą z sióstr. Zasmarkana i przerażona nie chciała nic powiedzieć.
W końcu wyciągnięto z niej jakieś informacje. Podobno znalazły się nagle w jakimś mieszkaniu, otoczone przez wysłanników Voldemorta. Mała April osłaniała siostrę, nim ta nie zniknęła z powrotem. Sama powaliła dwóch śmierciożerców. Nie wiadomo jak długo walczyła, cholera, nim ją trafili. Może próbowała wrócić?
W czasie obiadu wszyscy już wiedzieli o tym, co się stało. Cała Wielka Sala została przybrana w żałobną czerń, nawet sklepienie skryło się w burzowych chmurach. Dumbledore wyszedł na środek, ale nic nie powiedział. Po prostu spojrzał na nas zmęczonym wzrokiem i usiadł. To tylko jeszcze wzmogło nasz niepokój.
Przez cały dzień w zamku wrzało, jak w ulu. A cała ta ponura atmosfera uzyskała moment kulminacyjny, gdy znaleźliśmy się w naszym dormitorium. Potter stał na środku i dawał taki popis, że gacie same opadały. Omal się nie wzruszyłem, gdy zaczął pieprzyć o tym, że musimy zapewnić naszym dzieciom lepszy świat. Jestem dupkiem, miło mi.
W każdym razie; zapowiada się, że czeka nas wojna. Trza ruszyć dupę.

2. Owsianka w 100 smakach... (Max)

Jeszcze przed przerwą śniadaniową dorwałem Alexa i resztę na korytarzu. Rzuciłem się białaskowi na szyję, atakując od tyłu.
-ohayo! – uśmiechnąłem się szeroko. – Idziecie na obiad? Miałem właśnie elixiry i Snape znowu wygrał. Miał lepszy elixir energii! Chyba się zabiję!
W pewnej chwili dostrzegłem przechodzącego nieopodal Lupina.
- Lupin!!!!!!!!!! Dzień dobry!!!!!!! Mam nowe płatki owsiane!!!! O smaku mielonki!!!! – krzyknąłemł na całe gardło, nie zwracając uwagi na gapiących się na nas ludzi.
Black wytknął mi fakolca, ciągnąc speszonego Remka. Angie plasnęła się otwartą dłonią w czoło. No, co? Przecież to… aaa…aaa! Miałem nic nie mówić. Oki, sza!
Alex obrócił mnie do siebie i przytknął mi różdżkę do ust, niemal czule.
 - Silecjo – burknął zaklęcie, a potem odsunął się.
Chlipnąłem cicho, nie mogąc się jednak odezwać. A chciałem mu właśnie powiedzieć, że Angie przyczepiła mu na plecy karteczkę z napisem „AJM SOŁ FEJMULUS!” …

1. Normalny poranek... (Angie)


- Jak zachlewać to kolejeczka, ale obudzić nie ma komu! – metr osiemdziesiąt żywej psychozy w potarganych, białych włosach, wpadło do Wielkiej Sali z iście piekielnym wrzaskiem.
- Cześć, Alex – nie odwróciłam nawet głowy, dalej przeglądając Proroka Codziennego.
- Spierdalaj! Żadne „cześć”! Gdzie te cioty?
- Które tym razem?
- Potter i reszta! – mało białaskowi oczka nie wyleciały z orbit.
- Wyszli za Snape’m. Pewnie znowu planują zdjąć mu gacie przy wszystkich.
- Zamorduję… – chłopak opadł na ławę obok i przyciągnął do siebie wazę z owsianką.
Chwała Bogu! Chwila błogosławionej ciszy, przerywana jedynie odgłosami jedzenia. Chwilę oglądałam zafascynowana, jak Alex próbuje jeść owsiankę prosto z chochelki. Nagle zerknął na trzymaną przeze mnie gazetę.
– Czo to? – zapytał z pełną gębą.
–  Kalendarz księżycowy.
– Po co ci?
– Zapisuję sobie daty pełni.
– Po kiego muchomorka? Podobno jesteś wampirem, nie wilkołakiem.
– Uważasz, że jak jestem wampirem to pełnia na mnie nie działa? – obruszyłam się.
– No, bo nie działa.
– Najwyraźniej więc się mylisz… – uśmiechnęłam się tajemniczo, składając gazetę.
– A co? Miałaś okres w czasie pełni? – wywrócił oczami.
Kurwa, zgadł.
– A wy jeszcze na śniadaniu? – no i przytargał się żabojad… – Chyba mamy zaraz eliksiry, nie?
– Alex dopiero co się zabrał za… – zaczęłam, ale białasek przerwał mi machnięciem ręki.
– Idziemy. Jeszcze się Ślimak wkurzy i wyjebie Lucę z tego swojego parszywego fanclubu…
Żabojad wzruszył jedynie ramionami, jakby chciał pokazać, że niezbyt by się przejął taką karą.
– Albion już pewnie czeka pod klasą – Alex wstał, zgarniając sobie do torby jeszcze kilka słodkich bułeczek. – On też oberwie, angol zasrany. Żaden nie raczył mnie rano obudzić…
Ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, klnąc głośno. Typowy poranek w Hogwarcie…