czwartek, 25 kwietnia 2013

5. Co Edzio Cullen robi w Hogsmeade (Alex) cz.2


So I said I'm a snowball running
Running down into the spring that's coming all this love
Melting under blue skies
Belting out sunlight
Shimmering love

Wszelka płeć żeńska, aktualnie egzystująca w mojej popieprzonej budzie, ześwirowała całkowicie na temat wampira Edka. Nie, żeby wcześniej lafiryndy były jakoś szczególnie inteligentne, ale teraz to ich aparycja obniżyła się do poziomu śliniących gumochłonów. Większość latała po zamku, dziarsko dzierżąc w łapkach wykrojone z Proroka zdjęcia Edzia i zatruwając eter piskami niczym hipogryfy w czasie rui. Osobiście czekałem aż zaczną się ocierać o kolumny, to byłby widok.
Najgorsze jednak jest to, że przewodniczącą tych śliniących się kretynek była Angie. Laski z roku niemal stawiały jej ołtarzyki, wyjąc psalmy gloryfikujące tą pseudo wampirzyce. Chyba każdy wiedział, że gówniara spierdalała ze szkoły niemal co noc, koczując w Hogsmeade i szukając swego lubego z uporem Sherlocka Holmesa.
Przy śniadaniu dyrcio zapuścił nam gadkę typu "wampiry są złe, my dobrzy -zamkniemy was w zamku. Jak ktoś spierdoli, to będzie wylizywał nocniki w skrzydle szpitalnym przez resztę życia." Oczywiście w jego ustach brzmiało to dużo wdzięczniej.  Generalnie to nie wiem, jak dziadzio to robi, ale po jego przemowie lasencje trochę przystopowały z tą swoją rują.
Przynajmniej te mądrzejsze.

Well baby I surrender
To the strawberry ice cream
Never ever end of all this love
Well I didn't mean to do it
But there's no escaping your love

Angie dorwała nas jak szliśmy w stronę domku Hagrida, tóry miał nas odprowadzić pod Zakazany Las w celu podjęcia nauk Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Niedawno stary  Kettleburn stwierdził, że sam sobie z takimi potworami nie poradzi. A do tego jeszcze musi je uczyć opieki nad magicznymi stworzeniami... W każdym bądź razie "uprosił" (Serio, panie psorze? Mogę? Cholibka, jasne że pomogę, zawsze żem marzył...) Hagrida, coby ten mu pomagał przy poskramianiu nas. I zwierząt.
-Już myślałem, że zwiejesz z zajęć -Max klepnął ją w plecy. On i Luca mieli akurat zielarstwo więc się zebraliśmy całą paczką.
-Bo zwieję -wiedźma rozejrzała się uważnie dookoła, jakby ją śledziło stado guimonów. -Musicie mi powiedzieć jak wyglądam.
Po czym ruchem rasowego ekshibicjonisty rozwarła poły swej szaty. Al gwałtownie pozieleniał, wbił gały w glebę, po czym bąknął coś o włączonym żelazku i spierdolił. Za to Luca lampił się bezwstydnie, a jego szczęka ruszyła na spotkanie z glebą. Maxiu tylko pokręcił trochę głową.
-To jest chustka do nosa? -spytał niepewnie.
-To sukienka, troglodyto pieprzony! -Angie aż pokraśniała z gniewu.
-A gdzie reszta? -jakoś cycki nie robią na mnie takiego wrażenia.
-Pieprzcie się! -dzieweczka znów się zakryła. -W ogóle się nie znacie!
-Zewrzyj siekacze, bo cię jeszcze kto usłyszy i wyśle na dywanik do dziadzia -ostrzegłem spokojnie. Zerknąłem na jebadełko wiszące na niebie i grzejące jak-ja-pierdolę. -A ty gdzie leziesz? Przecież wampiry nie wychodzą w dzień.
-Edward powiedział mi że to tylko bajki. Tak naprawdę to on może chodzić w dzień, tylko musi być pochmurnie, lub musi być zakryty...
-To słońce mu nic nie robi? -Maxiu zmarszczył brwi, a ja niemal widziałem jak mu pracują zardzewiałe zębatki.
Angie się zmieszała.
-Robi... bo on... świeci się...
-Co? -osłupieliśmy.
-No, świeci się! Jak brylant, bardzo szlachetnie! Uważam, że...
Reszta wypowiedzi zginęła śmiercią topielca, zagłuszona przez nasz rechot.
-JEBCIE SIĘ! -młoda pokazała nam środkowy palec i wielce obrażona spierdoliła. Dopiero wtedy nasz żabojad się obudził.
-TO ONA JEST DZIEWCZYNĄ?!!?!?! -zaskowyczał, wlepiając w nas patrzały.
Poklepałem biedaka po części tylnej, powyżej dupnej i pchnąłem w stronę błoni. Całe życie z debilami.

These lines of lightning
Mean we're never alone,
Never alone, no, no

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz