czwartek, 25 kwietnia 2013

3. Wojna (Alex)


Jakiś czas temu Dumbledore wprowadził nowy przedmiot; pojedynki. Nie był obowiązkowy i polegał głównie na tym, że zbieraliśmy się w Wielkiej Sali i tam uczyliśmy się wszelkich zaklęć obronnych, czy oszałamiających. Lubiłem te zajęcia. Jestem jednym z tych drani, którzy potrafili rzucać zaklęcia, bez wypowiadania ich na głos, więc nieźle sobie radziłem. Opiekunowie domów dobierali nas w grupy do ćwiczeń nie patrząc na wiek, dom, czy umiejętności. Raz walczyłem przeciw jakiemuś siódmoklasiście z Hufflepuffu, innym razem przeciw piątce dzieciaków i opiekunowi. Śmierciożercy nie wybierają.
Mimo wszystko niewielu rodziców zgadzało się, by ich pociechy stawały się workiem treningowym dla innych. Jawnie krytykowało dyrcia za takie radykalne metody. Aż do czasu.
Siedzieliśmy akurat całą paczką na błoniach. Luca i Max porozkładali się na trawie, grzejąc w ostatnich ciepłych promieniach wrześniowego słońca. Al przycupnął grzecznie na ławeczce, a ja schowałem się w cieniu, pod murami zamku – nawet takie słońce powodowało u mnie podrażnienia skóry, ot, taka popieprzona dola albinosa. Angie kończyła akurat numerologię. Przyszła do nas blada i z zaciśniętymi ustami. Bez słowa pokazała nam nowy numer Proroka Codziennego.
April Clearwood – gówniara z trzeciej klasy. Chyba nie było w szkole osoby, która by jej nigdy nie dokuczyła. Była małą, szarą myszką, całkowitą łamagą. Niektórzy sądzili nawet, że jest charłakiem i, że powinni wyjebać gówniarę z Hogwartu. Ale Dumbledore udawał ślepego i głuchego. No i proszę, dali gówniarze order Merlina Pierwszej Klasy.
Szkoda tylko że po śmiertelnie.
W Proroku napisali, że wpadła w pułapkę Śmierciożerców. Latała sobie po sklepach z młodszą siostrzyczką i nagle okazało się, że jeden z butów na wystawie to świstoklik. Zniknęła razem z pięcioletnią dziewczynką. Po niecałym kwadransie, kiedy to na miejsce przybył już Minister Magii i grupa aurorów, świstoklik powrócił na wystawę razem z młodszą z sióstr. Zasmarkana i przerażona nie chciała nic powiedzieć.
W końcu wyciągnięto z niej jakieś informacje. Podobno znalazły się nagle w jakimś mieszkaniu, otoczone przez wysłanników Voldemorta. Mała April osłaniała siostrę, nim ta nie zniknęła z powrotem. Sama powaliła dwóch śmierciożerców. Nie wiadomo jak długo walczyła, cholera, nim ją trafili. Może próbowała wrócić?
W czasie obiadu wszyscy już wiedzieli o tym, co się stało. Cała Wielka Sala została przybrana w żałobną czerń, nawet sklepienie skryło się w burzowych chmurach. Dumbledore wyszedł na środek, ale nic nie powiedział. Po prostu spojrzał na nas zmęczonym wzrokiem i usiadł. To tylko jeszcze wzmogło nasz niepokój.
Przez cały dzień w zamku wrzało, jak w ulu. A cała ta ponura atmosfera uzyskała moment kulminacyjny, gdy znaleźliśmy się w naszym dormitorium. Potter stał na środku i dawał taki popis, że gacie same opadały. Omal się nie wzruszyłem, gdy zaczął pieprzyć o tym, że musimy zapewnić naszym dzieciom lepszy świat. Jestem dupkiem, miło mi.
W każdym razie; zapowiada się, że czeka nas wojna. Trza ruszyć dupę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz