niedziela, 12 maja 2013

10. Zakochany Albion... (Al)



Al w raju xD

Zginę. Na pewno zginę. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Całe moje życie już przebiega mi przed oczami. Musze powiedzieć szczerze-niczego nie żałuje! Niczego! Ani tego że zrobiłem co zrobiłem, ani tego że siedzę teraz pod stołem w sali głównej bazgrząc te słowa w różowym zeszycie który zarąbałem Max’owi z torby. (nawiasem mówiąc kartki są spryskane jakimś pachnącym czymś bo co chwilę kicham jak porąbany, nie chce wiedzieć do czego był mu potrzebny). Poza tym prawdę mówiąc nie zrobiłem nic złego! Nic! Nie zasługuje na takie traktowanie. Kto to widział ścigać po całym zamku wielkiego Albiona Kingsley’a za taką błahostkę? Jego wina że się napatoczył. Ale na razie mniejsza z tym. Jak się pewnie domyślasz osobo która to coś znalazłaś jest to mój testament. Spiszę tutaj mą ostatnią wolę nim zostanę rozszarpany przez uszatą bestię która ostrzy sobie na mnie swoje pazury. Ale zanim rozdzielę swój majątek pozwól że opowiem mi co było przyczyną mojego upadku.
Życie składa się ze wzlotów i upadków. Tak przynajmniej mawiał mój dziadunio. Mówiąc szczerze powtarzał to przy każdej możliwej okazji doprowadzając członków mojej rodziny do szału. Przewróciłeś solniczkę? Nie przejmuj się, bo życie to wzloty i upadki. Utknąłeś w toalecie bo zabrakło ci papieru toaletowego? Życie to wzloty i upadki więc przywyknij. Rzuciła cię dziewczyna? Nie martw się raz przeżywasz wzlot a raz upadek. Rzygać się chciało. Dziś jednak przeżyłem wzlot i okropnie bolesny wypadek. Mój wzlot miał 28 centymetrów, cudowne białe futerko i mordkę w której nie szło się nie zakochać.
Zawsze po ostatnich zajęciami zbieramy się całą nasza paczką (którą reszta społeczeństwa nie wiem czemu nazywa szajbusami) w pokoju który w całej swojej genialności zostawił nam dyrektor by rozwiązywać sprawy innych ludzi, którzy sami ze swym życiem poradzić sobie nie mogą. Tak więc i ja ruszyłem zaraz w tamtą stronę zbierając pod drodze Luke który marudząc coś pod nosem wyszedł z jednej z pustych klas gdzie co tydzień miał korki z zaklęć z Alex’em. W sumie nie dziwię się że psorka go na nie siłą wysłała. Po tym jak ostatnio zamiast zamienić swój ołówek w puchar wystrzelił go w powietrze tak, że trafił biedną Mc.Gonagall w czoło, była na niego strasznie cięta. Oczywiście Luca nie przejął się tym i gdyby nie fakt że kobiecina co tydzień go na te korki osobiście prowadziła to już dawno olał by jej słowa. Mówiąc szczerze większego lenia i antytalentu do zaklęć w swoim życiu nie widziałem. I chyba nie będę miał okazji zobaczyć. Francuz memlał coś pod nosem jaki to nasz Alex jest surowy i że ma dość słuchania co chwilę że jak się nie skupi to mu z dupy zrobi bitwę pod grunwaldem. Słuchałem go jednym uchem nie skupiając się zbytnio na jego słowach, bo co tydzień w sumie mówił to samo. Niczym zdarta płyta. Wydawać by się mogło że nie wydarzy się nic niezwykłego. Że dzień minie spokojnie, że któreś z nas rozwiąże problem kolejnego ucznia, że pójdziemy spać albo ze zmęczenia albo za sprawą wódki którą białowłosy pędził pod łóżkiem z umiłowaniem którego nie okazywał niczemu i nikomu. Tymczasem gdy szedłem korytarzem nagle to zobaczyłem. I wtedy do mnie dotarło że się zakochałem.
Rozejrzałem się w koło czy aby nikt nie zobaczył tego co ja, nie lubię mieć konkurencji. Nawet Luca który przed chwilą szedł obok mnie zatrzymał się by zagadać do jakieś dziewczyny której dekolt kończył się na pępku. Szybko odwróciłem wzrok. Ekhm. Ko-kobieta jak kobieta noo. Nic niezwykłego. Nie żebym za-zazdrościł. Jakbym chciał to też bym do takiej zagadał. Ale wracając do tematu. Naprzeciwko mnie na tylnich łapkach stało najwspanialsze stworzenie jakie kiedykolwiek widziałem.
Wy też widzicie ten wkurw?

Jego małe błyszczące oczka wpatrywały się we mnie jakby chciały mi coś przekazać. Lśniące białe futerko, długi ogon, poruszające się miarowo wąsiki. Najpiękniejsza łasica jaką kiedykolwiek widziałem. Miałem ochotę zapiszczeć z radości i uściskać zwierzaka, ale nie chciałem wzbudzać niepotrzebnego zamieszania. A co jakby się okazało że łasica ma właściciela który siłą próbowałby mi ją odebrać? Walczyłbym to oczywiste, ale po ostatnich groźbach ze strony dyrektora że jak jeszcze raz znajdzie u nas w pokoju wspólnym gumochłona, albo inne zwierzę które znajduje się tam nielegalnie to każe mi spać na korytarzu wolałem unikać takich sytuacji. Bo kto by to widział by czarodziej z dziada pradziada spał na korytarzu niczym… ostatni menel. Bywały oczywiście sytuacje kiedy na owym korytarzu spałem. Powiem krótko- Angie bywa okrutna. O-oczywiście nie boję się jej! Kto by się bał Angie. Um.. kontynuując, już miałem podejść i zgarnąć łasice do torby, gdy wydarzyło się coś niezwykłego. Zwierzątko same do mnie podeszło i pociągnęło mnie za nogawkę spodni jakby chciało powiedzieć „zaopiekuj się mną Albion, bądźmy razem szczęśliwi na wieki”. Otworzyłem szerzej oczy i bąknąłem ciche „tak”, po czym uważając czy nikt nie patrzy złapałem łasice za grzbiet i wepchnąłem do torby. Nigdy wcześniej tak szybko nie dotarłem do pokoju wspólnego. Po raz pierwszy zrozumiałem co to znaczy gnać niczym na skrzydłach miłości. Nie mogłem się doczekać chwili gdy w końcu wyjmę zwierza z torby i zaopiekuję się nim jak należy. Będzie mu ze mną dobrze, mam wspaniałą rękę do zwierząt. Zawsze były ze mną szczęśliwe, szkoda tylko że dziwnym trafem zawsze gdy wracałem z zajęć to już ich tam nie było. Pewnie Alex je wypuszczał. Zawsze mówi że niby uciekły bo je torturuje i że jak tak dalej pójdzie to zgłosi mnie do Greenpeace za znęcanie się, ale jestem pewny że przemawiała przez niego zazdrość. Nie ma możliwości by jakiekolwiek zwierze ode mnie uciekło! Gdy tylko wszedłem do dormitorium od razu zanurkowałem pod łóżko gdzie w tajemnicy przed wszystkimi umieściłem kartonowe pudełko po butach które podwędziłem Angie. Było dość spore bo rok temu czarnowłosa uparła się na kupno dwudziesto centymetrowych czarnych platform. Wyglądała jak na szczudłach. Po tym jak o mało co nie połamała sobie nóg wchodząc po schodach buty zrzuciła z najwyższej wierzy o mało co nie zabijając Glizdogona. Nie wiem jak reszcie ale mi się wydawało ze ona wiedziała że akurat w tym dniu w tym czasie on będzie tam stał, ale takich rzeczy lepiej nie mówić głośno. Nie żebym się bał A-Angie! Umieściłem więc w kartonie białowłose cudo uśmiechając się do niego szeroko by nabył do mnie zaufania. Chyba mi się udało bo futerko zjeżyło mu się a on sam wydał z siebie przeciągłe warknięcie. Wtedy byłem pewien-kocha mnie!
-Najpierw tatuś da ci papu a później pójdziemy się wykąpać!-
Złapałem za strojące obok pudełko płatków i nasypałem troche do stojącej obok miseczki. Płatki były chyba brokułowe. Nie wiem, Max mówił że są zjadliwe a brokuł ma mnóstwo witamin. A to ważne by zwierzątka dostawały mnóstwo witamin. Raz tylko przesadziłem. Od tamtego czasu wiem że złote rybki nie gustują w płatkach o smaku tuńczyka. Jak spłukiwałem ją w toalecie płacząc jak szalony Luca pocieszył mnie mówiąc że pewnie dotrze do morza. Mówił że oglądał kiedyś w mugolskiej telewizji taki dokument, gdzie jest Neko? Nelo? Niko? Coś w tym stylu i że tam spłukali rybkę i że dopłynęła ona do morza wiec przestałem się martwić. Szkoda tylko było że już się nie zobaczymy. Widząc ze łasica nie zamierza jeść tylko bawić bo wdrapywała się na ścianki kartonu z prędkością której pozazdrościł by jej chyba każdy zaśmiałem się cicho. Wyglądało jakby chciała uciec, i to w panice, ale ja wiedziałem że chce się bawić.
- nie jesteś głodny? to czas na kąpiel!-
Skoro nie zamierzała jeść złapałem ją pod pachę, wziąłem ręcznik i ruszyłem do łazienki. Łasica na prawdę mnie pokochała bo okazywała mi to w cudowny sposób. Gryzła mnie miarowo po rękach, kilka razy nawet do krwi. Pogłaskałem ją po łebku, nie pamiętam kiedy ostatnio byłem taki szczęśliwy. Nalałem do wanny wody pamiętając by nie dodawać płynu do kąpieli, okazało się że złote rybki oprócz płatków o smaku tuńczyka nie gustują tez w płynach do kąpieli. Biedny Pan Płetwa. Mu także zwróciłem wolność pozwalając dopłynąć do morza. Postawiłem mojego nowego pieszczoszka na szafce wcześniej przywiązując mu do nóżki kawałek sznurka który przymocowałem do gałki. To tak w ramach bezpieczeństwa by coś mu się nie stało. Łasica próbowała odgryźć sznurek, ale wzmocniłem go zaklęciem. Wolałem nie ryzykować. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Rozebrałem się do naga, po czym złapałem za Huana, bo tak go nazwałem i weszłam razem z nim do wanny. Huan chcąc okazać mi wdzięczność chciał pogładzić mnie po policzku, ale chyba nie zdawał sobie sprawy z własnej siły bo po chwili zobaczyłem w lustrze że mam na nim trzy wielkie sznyty ciągnące się od kącika oka aż po dolną wargę.
-Ja też Cię kocham..-
Ucałowałem go w czubek głowy śmiejąc się cicho. Kąpiel była wspaniała. Wyszorowałem futerko Huana, bawiliśmy się razem. Jego ulubioną zabawą było gryzienie mnie po rękach. Nie pamiętam kiedy zwierzątko aż tak mnie pokochało. Nagle usłyszałem walenie w drzwi od łazienki.
-Albion! Albion cholera… jesteś tam?!-
Słysząc głos Angie chrząknąłem cicho czując jak robi mi się nieco słabo. Chciałem odpowiedzieć coś błyskotliwego, ale jedyne co wydobyło się z moich ust to nieco bezkształtne:
-Noo…-
-Jest z tobą Alex?-
Co do cholery Alex miał by robić ze mną w łazience? Zmarszczyłem się na samą myśl o takiej sytuacji po czym spojrzałem na drzwi za którymi stała wampirzyca.
-Nie..coś się..-
-Jak skończysz moczyć dupę to rusz się i pomóż nam go znaleźć! Nigdzie go nie ma..kurwa mać gdzie polazł ten pojeb!?-
Głos Angie cichł z każdym słowem, słysząc więc ze się oddala złapałem mocniej ruchliwą łasice i wyszedłem z wody. No cóż, jak trzeba to trzeba. Nie żebym miał ochotę biegać teraz po zamku w poszukiwaniu zaginionego Alex’a ale bycie szajbusem do czegoś zobowiązuje. Wytarłem futerko piszczącej z radości łasicy, po czym ubrałem się i wyszedłem z dormitorium. Na korytarzu stali już wszyscy czyli Max, Luca, Angie, nawet Oliwia zaangażowała się w poszukiwania. Spojrzałem na nich po czym wyciągnąłem przed siebie łasice szczerząc się.
-Patrzcie to jest Huan!!!-
Luca westchnął cicho mówiąc coś w stylu „znowu się zaczyna”, Max zapiszczał ale Huan chyba go nie polubił bo gdy ten chciał go pogłaskać łasica ugryzła go w palec. Wydaje mi się za to ze polubił Angie, bo wpatrywał się uparcie jak wtedy we mnie na korytarzu.
-Musimy znaleźć tego pojeba..miał dzisiaj odpowiadać z zielarstwa i jak do osiemnastej nie zgłosi się u psora to zawali półrocze.!-
Warknęła wampirzyca po czym ruszyła korytarzem sprawdzając każdą klasę po kolei. Chcąc nie chcą mocniej złapałem łasice która chyba nie miała ochoty szukać białowłosego i poszedłem za nią. Reszta darła się na cały zamek skandując imię albinosa, ale ja wolałem skupić się na moim pieszczoszku. Kilka razy dostałem nawet opieprz że powinienem skupić się na szukaniu a nie na durnym sierści uchu. Za każdym razem na te słowa Huan jeżył się i prychał. Chyba jednak Huan nie lubi Angie. Mówiąc w skrócie nałaziłem się jak głupi, ale Alex’a i tak nie znaleźliśmy. Max’owi udało się namówić Luce by sprawdził w pokoju Pomfrey, ale tam też go nie było. Zapadł się pod ziemię. Gdy po dwóch najdłuższych godzinach w moim życiu siedzieliśmy już w pokoju klubowym każdy był wykończony. Sam nie zauważyłem kiedy łasica wyrwała mi się z dłoni i nim zdążyłem ją złapać pobiegła do Angie i usiadła na jej kolanach gryząc ją po rękach.
-Huan!!-
Krzyknąłem chcąc odzyskać największe szczęście mojego życia, gdy czarnowłosa spojrzała na mnie… tak dziwnie. Spaliłem buraka, sam nie wiem czemu, czując jak nogi zrobiły mi się jak z waty a język stanął mi kołkiem. Nie żebym się jej b-bał albo coś.
-Al..skąd masz tę łasicę?-
Zmarszczyłem się bo, nie powiem, zaskoczyło mnie te pytanie. Wydałem z siebie chrząknięcie, bo najpierw to przeszło mi przez usta, po czym wbiłem wzrok w Luce który totalnie zdezorientowany patrzał raz na dziewczynę a raz na mnie.
-Znalazłem..na k..korytarzu..-
Coraz mniej z tego rozumiałem. Wyciągnąłem do niej rękę by oddała mi Huana, ale ta uniosła go nieco przyglądając mu się dziwnie.
-Luca..proszę powiedz mi kurwa że dzisiaj nie miałeś korków z Alex’em..-
Żabojad wzruszył ramionami układając się wygodniej na poduszkach, po czym ziewnął rozdzierająco.
-Miałem a coooo?-
W jednej chwili wydarzyło się dużo rzeczy. Max zaczał się śmiać jak opętany turlając się po podłodze, Oliwka wpatrywała się w łasice jak ja w czekoladę, Angie biła Luce po głowie poduszką klnąc na czym świat stoi, a ja wpatrywałem się w nich wszystkim nie rozumiejąc o co chodzi.
-Luca pojebie! Znów pomyliłeś inkantacje!!!
***
Słyszę w oddali jakieś krzyki muszę więc się śpieszyć, dlatego napiszę w skrócie. Mam nadzieję że mi wybaczysz drogi czytelniku. Mc Gonagall szybko udało się odczarować Alex’a. Nie zabrało jej to dużo czasu, ale przez to ze tak długo trwał w zwierzęcej formie przez kilka dni jako efekt uboczny na głowie ma mieć jeszcze łasicowe uszy. Luca leży u Pomfrey z kilkoma siniakami i złamaniem kości ogonowej. A ja? Alex powiedział że tej kąpieli nie wybaczy mi do końca życia i że już zawsze mam spierdalać na jego widok. Dlatego zaszyłem się tutaj. Dobrze że udało mu się chociaż zdobyć ten zeszyt gdzie mogę spisać ostatnią wolę. Słyszę ze się zbliża dlatego powiem krótko: wszystko co mam przepisuje na mojego kota Zefira, świnkę morską Szczęściarza, złotą rybkę Pana Płetwę 2, psa Kulawca i papugę Łyska. Mam nadzieję że czytając to wspomnisz o….

aut. Psycholka znów dała radę! Brawa dla niej!!

2 komentarze: