sobota, 25 maja 2013

13. T jak kurwa, uciekaj żabojadzie bo ci pizdo zrobię z dupy jesień średniowiecza!!!!!!! (Luca/biedaczek)

„Luka
Jak się miewasz? Mam nadzieję że uczysz się pilnie i nie sprawiasz problemów. Nigdy ich jakoś nie sprawiałeś więc pewnie martwić się nie mam o co. U nasz wszystko w porządku. Masz pozdrowienia od mamy, mówi że jak tylko będziesz mógł masz do niej napisać. Pyta czy zdobyłeś jakichś nowych przyjaciół. Znając Ciebie masz ich wielu z czego większość zapewne płci żeńskiej. Powinienem napisać wcześniej, ale dobrze wiesz jak to jest w mojej pracy. Nie ma nawet czasu by zagrać w szachy a co dopiero napisać list. Nigdy do tego talentu nie miałem, ale nie o tym chciałem. O patrz! Nawet mi się zrymowało. Wracając jednak do głównego tematu tego listu, to proszę, nie denerwuj się, ale nie byłem w stanie jej zatrzymać. A mówiąc jej mam na myśli oczywiście Twoją młodszą siostrę Antoinette. Jak tylko dowiedziała się że jest możliwość weekendowej wymiany studenckiej między Beauxbatons a Hogwartem od razu się zgłosiła. Na nieszczęście dla Ciebie udało jej się, wiec w piątek powinna zawitać u Ciebie w szkole. List dojdzie do Ciebie najpóźniej we wtorek więc masz cztery dni by oswoić się z tą myślą, bądź by wymyślić sposób ucieczki. Jako wasz ojciec raczej nie powinienem tak pisać, ale znam swoją córkę. 
Życzę Ci powodzenia… 
Pozdrawiam
Tata”




Czytałem list już po raz czwarty czując jak z twarzy odpływa mi cała krew a dłonie zaczynają drżeć jak w febrze. Nie, nie, kurwa nie. Dlaczego? Why? Kurwa! Why? Co ja takiego zrobiłem by sobie na to zasłużyć? Przecież grzeczny nawet byłem… słuchałem się profesorów..no od czasu do czasu ale zawsze… odrabiałem prace domowe..tylko te z zielarstwa, eliksirów i transmutacji… ale to zawsze coś nie? Jęknąłem żałośnie mając ochotę zakończyć swój żywot przy pomocy pineski i odrobiny szczęścia gdy nagle poczułem jak ktoś wyrywa mi kartkę z dłoni. Widząc że Max szybko przesuwa wzrokiem po tekście jedynie wydobyłem z siebie kolejny żałosny dźwięk.
-Słuchajcie!!! Młodsza siostra Luki przyjeżdża!!!-
Max wydarł się na całe pomieszczenie machając listem niczym cholernym masztem. Tak drzyj ryja jeszcze cię na Alasce nie słyszeli. Tak, tak drwijcie z mojego nieszczęścia!
-Luka ma siostrę?-
Angie spojrzała na mnie odrywając na chwilę wzrok od swoich paznokci które z namiętnością pokrywała czarniejszym niż czarny mhrocznym lakierem. Gdyby tak spojrzała na mnie a nie na te pazury to może by mi się trochę humor poprawił a tak to co? Dupsko!!! Choć dupsko ma niezłe. Ale wróć! Nie pora teraz na to. 
-Będzie tutaj w piątek!-
Max podał list Angie która marszcząc nieco brwi przeczytała go podając zaraz Alex’owi i Albionowi. Cholera a prywatność to co do jasnej ciasnej! Jeszcze dziadziowi powinni go pokazać to by mur warowny zbudował by nas chronić przed tym cholernym tajfunem co niedługo nas nawiedzi.
-Dzisiaj jest piątek…-
Alex rzucił list na podłogę nie patrząc na nic jak to on. No ze swoim wzrostem to i tak za wielkich horyzontów nie ma. Kurwa, dobrze że nie potrafi czytać w myślach. Ale czekaj… Stanąłem zaraz na baczność czując jak całe życie przelatuje mi przed oczyma.
-Ja… jak to dzisiaj?-
Wyjęczałem, musiałem wyglądać okropnie bo spojrzenia wszystkich zatrzymały się na mnie jak na eksponacie z muzeum. O tak a tutaj panie panowie, mamy niezwykły okaz francuskiego debila który zamiast czytać pocztę regularnie czyta jak mu się podoba i teraz jest po dupę w szambie. Merde!!!
-Mu..musimy uciekać! Chronić się! Bronić..coś wymyślić-
Krzyknąłem łapiąc za przedmiot który miałem najbliżej by w razie czego odpierać ataki. Zamachałem tym czymś już obmyślając plan ucieczki, gdy usłyszałem śmiech. No co kurwa no?
-Luka..to jest ogórek..-
Al uśmiechając się (panie, panowie cud się stał! Al. Uśmiecha się do czegoś co nie jest futrzaste i nie ma ogona! Zanotować proszę! To się może nie powtórzyć!) patrzał na moją potencjalną broń. Też na nią spojrzałem po czym rzuciłem nią o podłogę. Kto do kurwy nędzy nosi ze sobą ogórki? Kto do cholery? Niech wstanie i przeprosi za zmarnowanie mi życia. Już miałem zapytać się reszty szajbusów kto jest winny tego warzywnego sabotażu gdy drzwi się otworzyły. Chciałem zanurkować w poduszki, zlać się z tłem, zniknąć, ale że zobaczyłem durną czapkę dyrektora odetchnąłem z ulgą. Na razie żyje. 
-Ooo..widzisz i znalazła się zguba..-
Co? Jaka zguba? I do kogo on do cholery ….nie! Widząc stojąca obok niego zgubę, ale ludzkości zrobiło mi się słabo. Metr sześćdziesiąt czystej demolki ukrytej w niebieskookiej dziewczynie o blond włosach które zawsze miała upięte w dwa kucyki. Pod tą osłoną słodkiej dziewczynki kryło się zło wcielone. I nie żartowałem tutaj. Przełknąłem zaległą mi w ustach ślinę a widząc że dyro wietrząc co się święci wycofał się cicho wbiłem wzrok w Antoinette starając się być przeźroczysty. 
-Luuuuuuuuuukaaaaaaa!-
I się zaczęło. Przeskoczyła chyba przez cały pokój obejmując mnie ciasno w pasie a słowa które wypowiadała miały prędkość strzałów z karabinu maszynowego.
-Wiedziałam że mi się uda. Jak tylko się dowiedziałam ze mogę cię odwiedzić to zaraz złożyłam podanie, ale wiesz łatwo nie było. Ta durna Michelle wiesz która ta z drugiego roku powiedziała że nie, że nie dam rady. Ale patrz jestem… o to twoi przyjaciele? Zawsze miałeś dużo przyjaciół. Pamiętasz jak pojechaliśmy rok temu na Sycylię? Tam też od razu zaprzyjaźniłeś się ze wszystkimi. Ja od zawsze każdemu mówiłam że ty to w życiu do czegoś dojdziesz. Ale mówili że nie, bo za leniwy jesteś. Ale gdybyś tak leniwy jak mówią to papa nie chciałby byś przejął po nim szpital prawda? A jak mnie uczyłeś wtedy z eliksirów to piątkę dostałam! Ja mówiłam w szkole dziewczyną że mój braciszek to mądry jest i przystojny i w ogóle super ale one mówiły że kłamię. To im pokazałam twoje zdjęcie i wtedy każda chciała cię poznać, ale ja mówiłam że nie, bo ty jesteś moim braciszkiem a nie ich. A Yvonne to się nawet na mnie pogniewała. Głupia nie…ale..-
Zatkałem jej szybko usta czując że przez nadmiar informacji mój mózg zaczyna parować. A to był dopiero początek. Przede mną cały długi weekend. Młoda zamilkła po czym wbiła we mnie spojrzenie które normalny człowiek wziął by za przyjazne, ale ja wiedziałem że to pozory. Powoli, uważając by nie nacisnąć przycisku „start” który włączył by z powrotem te jej trajkotanie zabrałem dłoń z jej ust. Spojrzałem na resztę szajbusów. Albion wyglądał jakby miał za chwilę wpaść pod stół a kolor jego twarzy wahał się między zielenią a czerwienią..czasami nawet było widać fiolet. Alex zlał wszystko oglądając własne dłonie, Max wbijał wzrok w młodą nic nie mówiąc a Angie otworzyła usta niedowierzając. No tak, ja to się cholera nasłuchałem tego jej gadania w trybie ponaddźwiękowym, ale dla reszty to musiał być szok. Pewnie nic nie dało się kurna zrozumieć. Westchnąłem mając ochotę zamienić się miejscami z ..czymkolwiek.
-To jest moja młodsza siostra Antoinette..-
Powiedziałem wymuszenie pokazując na blond włosej, żeńskiej o wiele niższej, wyglądające jak kopia mnie coś co wgapiało się w nich z wyrazem totalnego uwielbienia.
-A to są Max, Angie, Albion i Alex…-
Pokazałem jej każdą osobę po kolei, ale gdy doszedłem do białowłosego młoda nagle wyrwała się z mojego uścisku i nim zdarzyłem zareagować pochyliła się nad siedzącym na poduszce Alex’em oglądając go z każdej strony.
-Malutki..-
Nie..kurwa..nie. Błagam powiedźcie mi że to jakiś sen, koszmar, cokolwiek. Ona nie powiedziała tego głośno? Prawda? PRAWDA?! Przecież to jak wyrok śmierci, albo i gorzej. Zrobiło mi się słabo..znowu! Otworzyłem szeroko oczy lustrując wzrokiem to jedno to drugie.
-Masz dwie sekundy… dwie jebane sekundy by zabrać ją sprzed moich oczu zanim trzeba ją będzie zeskrobywać widelcem ze ściany więc rusz kurwa dupę pierdolony żabojadzie bo nie ręczę za siebie..-
Co najstraszniejsze mówił to wszystko spokojnie, ale w jego oczach nigdy cholera nie widziałem takiego wkurwu. Złapałem młodą za rękaw i w stanie totalnej paniki wypchnąłem ją na korytarz. Kij z tym że o mało nie przyjebała w stojącą obok zbroję ważne że żyjemy! Odetchnąłem z ulgą. Zmieściłem się w przedziale czasowym.
-Dlaczego on jest taki niemiły? Jest taki malutki… powinien być uroczy..i słodki… w takiej jednej książce co Eliza trzymała ją pod łóżkiem to jak był taki mały chłopak to był słodki i się rumienił i pozwalał by inny chłopak wkładał mu…-
-Aaaaaaa!!!-
Wydarłem się zatykając jej ponownie usta. Nie miałem ochoty tego słuchać. Na pewno nie miałem ochoty tego słuchać! Nie…o nieee.. Może i spaczoną psychę mam ale bardziej jej sobie spaczyć nie pozwolę.
-Co oni ci tam dają do czytania dziecku!!!?-
Miałem ochotę walnąć ją w ten głupi łeb, ale z założenia nie biję dziewcząt. Choć czasami mam ochotę..i to wielką. Ruszyłem razem z nią korytarzem zastanawiając się co by tu z nią zrobić. Gdzie ją ukryć przed światem a tym bardziej przed samym sobą. Ehh. Kiedy korytarz się rozwidlił przystanąłem na moment zastanawiając się gdzie pójść. 
-Aaa właśnie… masz pozdrowienia od Judy, Bianki, Diany, Lili, Eloizy, Pauli, Sary, Talii, Wictorii, Ciary, Naomi, Amelii, Beatrice, Georgett’ye, Penelopy, Yolandy, Camille, Hortense’y, Mylene, Sonii, Zoe, Seraphine, Niny, Jeanette, Francoise, Cornelii, Angeliny, Edith, Gisele..-
Nie dosłyszałem reszty, nagle moja głowa rozjaśniła się iskierkami bólu który promieniował z mojej skroni na inne części ciała pod wpływem jebnięcia z całej siły butem. I to nie byle jakim butem tylko cholerną szpilką która ćwieków miała więcej niż materiału. Kurwa co to kolejna dziwna akcja? Jebnij z buta francuzowi?!! Za co?!! Nim zatoczyłem się na ścianę zobaczyłem w oddali Angie która stojąc obok drzwi pokoju szajbusów tkwiła jeszcze „w pozycji do rzutu”, włosy potargały jej się bardziej niż zwykle . Oddychała ciężko a jej mina wskazywała że musiałem co najmniej zabić jej matkę że zasłużyłem na takie traktowanie. Wymruczała coś jeszcze wściekle pod nosem po czym weszła z powrotem do gabinetu. Powiem krótko to jak zamknęła drzwi musiał słyszeć cały zamek. Jebnięcie na miarę złotego medalu. Potarłem guza na głowie zastanawiając się co się tak naprawdę przed chwilą stało. Przecież ja nic nie zrobiłem! No kurwa no! Westchnąłem cicho. Cholera, mam głęboką nadzieję że gorzej już nie będzie. Rozejrzałem się a widząc że tajfun stoi przy jednym z obrazów jak gdyby nigdy nic zalewając osobę na nim tsunami informacji westchnąłem po raz kolejny i kolejny. I pewnie stałbym tak najchętniej cały weekend wzdychając, gdyby nie Al który przechodząc obok potrącił mnie lekko. Ocknąłem się z mojego małego osobistego transu. A było mi tam tak dobrze, tak przytulnie. Moje własne wnętrze wręcz prosiło się o powrót, ale nie..nie musiałem niańczyć młodą. Why?!!!
-Lukaaaaaa… a kupisz mi takie ucha?-
Ucha? Jakie cholera ucha? Nie rozumiałem o co chodzi Anette, ale tak było zazwyczaj. Nie moja wina noo..! Zmarszczyłem brwi a widząc że Albion z totalną paniką wymalowaną na twarzy zbiera z podłogi… sztuczne królicze uszy, ogonek na pasku i rękawiczki w kształcie króliczych łap. Musiały my wypaść jak na mnie wpadł. Miałem ochotę buchnąć śmiechem. Zaraz jednak przypomniałem sobie że to Albion więc owe przedmioty muszą kuźwa mieć jakieś dziwne zastosowanie. 
-Al… powiedz mi proszę że nie miałeś zamiaru tego na siebie nałożyć…-
Każde słowo cedziłem powoli mając nadzieję że mnie do cholery jasnej zrozumie. Kurwaaaaa moja przeklęta wyobraźnia już wytwarzała obraz angola w tym ubranku. Umieram, mdleje, pomoooooocy! Zabierzcie ten obraz z mojej głowy!!! 
-Słodkoooooo! A mogę zrobić ci kilka zdjęć? Pokaże koleżankom… będą mi zazdrościć, a pożyczysz mi później te ucha?-
Młoda skakała dookoła gryfona który nie wiedział gdzie oczy podziać. Nie chce wiedzieć skąd on to ma, ale podejrzewałem że grzebał w szafie Maxa. Kleptoman pieprzony. Widać nie wystarczy mu porywanie bogu ducha winnych zwierzątek, teraz przerzucił się akcesoria z sex shopu. Nie wiem czy to można zaliczyć jako poprawę czy pogorszenie stanu jego psychiki. Przymknąłem na moment powoli czując że jeszcze chwila a zacznę się hiperwentylować. Anglik jęknął coś niezrozumiałego po czym pozbierał zabawki i… uderzył w długą. Noż Kuźwa pierwszy raz widziałem jak tak szybko biegnie! Anette chciała rzucić się za nim z miną małego psychopaty na polowaniu, ale w ostatniej chwili złapałem ją za rękaw.
-Siad!!! Gdzie! Nie ruszaj mi się z miejsca!-
Warknąłem bo powoli zaczynałem tracić do niej cierpliwość. A kiedyś była taka słodka, taka ułożona. Po prawdzie tylko jadła, darła się lub spała, nie ma co więcej wymagać od czteromiesięcznego niemowlaka, ale z tego okresu wspominam ją najcieplej. 
-Ale… ale on zapomniał uchów!-
-Uszów tajfun! Uszów… wymowy cię w tej cholernej budzie nie nauczyli?-
Westchnąłem po raz enty tego dnia ale zaraz uśmiechnąłem się i potargałem młodą po głowie. Co jak co ale przyjechała w końcu mnie odwiedzić. Przytuliłem ją, przez chwilę poczułem się jak w domu. Może to trochę dziwne, ale jak jeszcze chodziłem do Beauxbatons to miałem ją na co dzień tak samo Jean’a. Każdy tam znał rodzeństwo Delacour. Jako że dopiero od zeszłego roku Hogwart stał się moim „drugim domem” i mnie zdarzało się tęsknić. 
-Ca me fait plaisir de te voir…*-
Wyszeptałem cicho dopiero wtedy spojrzałem na młodą która uśmiechając się szeroko wtuliła się we mnie. Ale to jest kurwa Hogwart wylęgarnia największych psychopatów tego stulecia nic więc dziwnego że komuś w końcu zaczęło przeszkadzać że staliśmy na środku korytarza. Zero prywatności no cholera no!
-Wynajmij sobie pokój w hotelu, Delacour, a nie tak na korytarzu się miziasz. Nie uwierzysz ale komuś może to przeszkadzać..uhh..-
Spodziewałem się zobaczyć pedała Pottera, Blacka albo w ostateczności dziecko mroku czyli Snape’a, ale widząc samego króla pedantycznych metroseksulnych jedynie prychnąłem cicho puszczając młodą która jak gdyby nigdy nic zaczęła przymierzać uszy od kostiumu Albiona. 
-Znów cię dopadł PMS Malfoy?-
Lucjusz uśmiechnął się krzywo, on chyba tylko tak się potrafi uśmiechać, ogólnie cały jest krzywy i na to cholera lecą laski. To dopiero tajemnica. Nie znajdzie się chyba dziewczyna która będzie w stanie zdjąć z jego twarzy tę minę kota srającego na pustyni. Zastanawiają mnie też jego włosy. On je tak specjalnie na jakieś mazidło przylepia do czaski czy może nie myje przez tydzień i bum! Patrz samo się stało. Jak ja bym chodził taki przylizany jak czopek to raczej komfortowo bym się nie czuł. 
-Ha.. ha.. ha… Zabawne… nie mam czasu i ochoty na pyskówki słowne z kimś o tak niskim ilorazie inteligencji więc pójdę dalej. Jestem pewien że i tak zanim pojmiesz sens tego zdania minie trochę czasu nie śpiesz się więc… powodzenia..-
Pierdolona białowłosa menda. Już miałem wyciągnąć różdżkę i zamienić go w jakieś nie za piękne zwierzątko i podrzucić do pokoju Albiona gdy nagle młoda stanęła przed nim i jakby nigdy nic kopnęła go w kostkę. Ciągle miała na głowie te cholerne królicze uszy, widok wiec był epicki. O mało się nie zapowietrzyłem, Lucek też bo nawet fryzurka mu się nieco rozjebała. Co jak co, ale łudziłem się ze tajfun się nieco opanowała. Och..płonne moje nadzieję. Biada mi biada..ok..ogarnij się Luka. Zajmijmy się obecną sytuacją. Więc..eee chyba nie zaczyna się od więc..więc dupa! Sytuacja wyglądała tak: po jednej stronie młoda z nadmuchanymi policzkami, trzymająca się pod boki z miną nadąsanego pięciolatka. Po drugiej bladolicy Lucek z niedowierzaniem w oczach, z roztrzepanym czopkiem na głowie i pobrudzonej w okolicy kostki szacie, a nieco z tyłu mua! Boski mua nie wiedzący co do cholery jasnej robić. Dzyń, dzyń, dzyń! Witamy w teleturnieju „I co ja mam teraz zrobić”. Masz trzy odpowiedzi do wyboru.
Odpowiedź A ) Wybuchnąć śmiechem.
Odpowiedź  B )   Złapać młodą i ruszyć w długą.
Odpowiedzi C ) nie byłem w stanie przeanalizować bo w jednej chwili Malfoy złapał mi siostrę za przód koszulki dysząc jak parowóz.
-Będziesz to ścierać własnym językiem szmato bo..-




I tu mu dokończyć nie dałem. Może i jestem leniem jakich mało, może i nie ogarniam przez większość czasu albo nie wiem co się dzieje dookoła mnie, ale przyjaciół a tym bardziej rodzonej siostry z błotem zmieszać nie pozwolę. Zanim się zorientowałem moja pięść już byłą na jego ryju. Złapałem wszarza za fraki i rzuciłem na pobliską ścianę dla lepszego efektu jeszcze przyjebałem mu z pięści w brzuch. Chyba zaczął się pluć czy kaszleć ale miałem to głęboko w dupie. Nie muszę mówić chyba ze byłem wkurwiony i z każdą chwilą zamiast mi przechodzić było jeszcze gorzej. Docisnąłem pierdolonego sukinsyna do cegły oglądając przerażenie na jego twarzy. Nic dziwnego byłem wkurwiony… i o głowę od niego wyższy. 
-Zawrzyj gębę bo inaczej z zębami w garści będziesz biegł skurwysynie do Pomfrey by ci je z powrotem na miejsce powstawiała. Jak patrzę na twój zblazowany ryj to jestem za aborcją wiec słuchaj kurwa bo zaraz sam własnoręcznie ją na tobie przeprowadzę… nikt… kurwa powtarzam nikt nie odzywa się tak do mojej siostry! Nikt kurwa! Zrozumiałeś czy mam ci ręcznie wytłumaczyć..-
Malfoy jęknął coś ale z powodu braku górnej jedynki jego słowa nie były już tak wyszukane jak wcześniej. Inteligent pierdolony. 
-Wezmę to za zgodę..-
Powiedziałem puszczając go. Zwinął się niczym kulka na dywanie, a ja złapałem tajfun za rękę. Co jak co kurwa ale siostry mi nie tykać!
-Idziemy..-
Powiedziałem jedynie. Nie chciałem by nas zastał tu Filch albo któryś z prefektów. Oczywiście nawet gdybym dostał szlaban i tak bym go nie odrobił, ale że chodziło tu o Malfoya konsekwencje mogły być nieco inne. I tak przeczuwałem że kanalia się zemści. Młoda zamiast ruszyć ze mną wyrwała mi się i podbiegając do pokaszlującego Lucka kopnęła go jeszcze w brzuch z miną rybki rozdymki. Wyminęła mnie i idąc przodem nuciła coś pod nosem splatając dłonie za plecami. Pozostało mi jedynie wzruszyć ramionami. A co się będę dziwił. To jest tajfun, tego nie ogarniesz. Gdy przechodziliśmy obok pokoju Szajbusów dotarło do mnie że jest to chyba jedyne miejsce gdzie nie narażę siebie na zbytnie kłopoty związane z posiadaniem siostry. Tak jak wcześniej wypchnąłem ją z pokoju, wepchnąłem ją teraz z powrotem sadzając na poduszce. 
-Co tak szybko? Myśleliśmy że poszliście zwiedzać zamek..-
Max przysunął się bliżej, pewnie myślał że wyciągnie ze mnie co się działo, ale ja miałem ochotę jedynie na to by się położyć. Spać, zasnąć lenić się, czyli to co zwykle robię.
-Nie wiedziałam ze w Hogwarcie jest tak zabawnie! Nie to co u nas..-
Młoda uśmiechała się szeroko kiwając w przód i w tył niczym dziecko z chorobą sierocą. Jeez! W towarzystwie to to się nawet zachować nie potrafi.
-ha..nic dziwnego że Luka się tutaj przeniósł z Beauxbatons na specjalne polecenie Dubledora..-
Angie uśmiechnęła się z dumą jakby nagle zrobiono z niej ambasadorkę całej szkoły. W końcu ja chodziłem tu tylko rok, a reszta szajbusów znała się szmat czasu. Jednak temat na który teraz weszliśmy był dla mnie nieco zbyt niebezpieczny. Już miałem uciszyć Anette ale było za późno.
-Przeniósł? Przecież on uczy się tutaj bo nie miał wyjścia. Lukę wyrzucili z Beauxbatons..-
Gdyby mój wzrok mój zabić to Antoinette leżała by już martwa. Mogła gadać o tym jak w dzieciństwie wierzyłem że bokserki z bohaterami Myszki Miki przyniosą mi szczęście i chodziłem w takowych przez bite trzy lata, mogła mówić o wszystkim.. tylko nie o tym. Widząc że wszyscy w pomieszczeniu gapią się na mnie zakląłem pod nosem po czym w trzech krokach pokonałem odległość do drzwi. Nie muszę chyba mówić że nie miałem teraz ochoty na zwierzenia… nie miałem ochoty na nic..no chyba że iść się napić…
*Miło znów cię widzieć…

2 komentarze: