Zapraszam też do brania udziału w konkursach: http://szajbusi.blogspot.com/2013/07/konkursy.html . Nagrody czekają, niedługo wstawię tu ich zdjęcia ;) Już teraz możecie podziwiać Angie mojej produkcji ;) Koszulka powinna przyjść niedługo. Dzisiaj rano w skrzynce pocztowej znalazłam dwie pierwsze prace :) Skrzynkę sprawdzam przynajmniej raz dziennie, więc można do mnie pisać cały czas ;) Chcecie sobie pogadać z Alexem? Zapraszam :) alexregardens@gmail.com
To tyle z kwestii organizacyjnych. Pamiętajcie jaka jestem hojna! Każda praca otrzymuje nagrodę! :)
~Alex
Pluszowa Angie czeka na nowego właściciela!
Dzieciakom ze szkoły chyba się nudziło, bo zza okna wciąż dochodziły śmiechy i chichoty. Wiosna przyszła to i jebańce wyszły na zewnątrz, siadając na pieprzonych błoniach i opalając się. Szkoda tylko, że my, a mówiąc my mam na myśli całą piątą klasę, musieliśmy zakuwać do egzaminów. Nauczycielom odwaliło zupełnie. Wszyscy prześcigali się w zadawaniu prac domowych i odpytywaniu. Myślałem, że gorzej być nie może póki nie doszło do rozmów z opiekunami domów na temat przyszłych zawodów.
McGonagall mało nie wyszła z siebie, gdy jej powiedziałem, że w przyszłości mam zamiar zostać przywódcą gangu. Na początek wściekała się, chyba myśląc, że robię sobie z niej jaja. Potem spoważniała.
-A cóż ten "gang" -tu jej brwi sugestywnie skoczyły w górę. -miałby robić, panie Regardens?
Wzruszyłem ramionami, za wszelką cenę starając się ukryć uśmiech.
-Będą walczyć z Voldemortem.
Wyprostowała się.
-Drogi chłopcze, są już instytucje i ludzie, których celem...
-Ma Pani na myśli Ministerstwo Magii? -uśmiechnąłem się z kpiną. -Czy może profesora Dumbledora?
-..jest przeszkodzenie Czarnemu Panu w realizacji jego celów -kobieta nie dała się wyprowadzić z równowagi.
-Właśnie -heh, co to za potyczka słowna? Ta baba nie miała ze mną szans. -Możecie mu poprzeszkadzać, mnie to będzie na rękę.
Wstałem.
-Szanuję Panią -mruknąłem szczerze. -Jest Pani silną kobietą. Szanuję też profesora Dumbledora i resztę tej wesołej gromadki, która według Pani ma pokonać Voldemorta. Mam nadzieję, że wam się uda. Pokonać go, lub chociaż przeżyć. Ale nie wchodźcie mi w drogę.
Chciałem już wyjść, gdy dogoniło mnie ciche westchnienie kobiety.
-Wpiszę ci aurora, Regardens. Tylko mnie już nie denerwuj.
I nie dość że miałem sporo na głowie, już z samymi egzaminami, Flitwick zagroził Luce że z takimi umiejętnościami to on nie ma szans na zdanie jakiegokolwiek egzaminu, który wymaga użycia różdżki. I pewnie blondas miałby to głęboko w dupie, gdyby nie to, że musi dobrze zdać transmutację. Musiałem więc zwiększyć ilość naszych korepetycji do dwóch w tygodniu, żeby głąb mógł cokolwiek zdać.
-Ciągle nosisz tą bransoletkę -Lu usiadł na podłodze, dysząc ciężko.
-I co z tego?
-No, nic... -wzruszył ramionami. -Brzydka jest.
Machnąłem różdżką i kretyn poleciał do tyłu.
Skrzywiłem się, patrząc na badyl.
-Co za kretyństwo.
Lu zachichotał, podnosząc się z trudem.
-Drętwota! -ryknął tak niespodziewanie, że ledwo zdążyłem zablokować.
Zmrużyłem oczy.
-Ta nowa różdżka nie jest tak dobra jak poprzednia, co? -żabojad uśmiechnął się niewinnie.
-Myślałem, że ćwiczymy transmutację? -uniosłem brwi, ale też się uśmiechnąłem.
-Powiedzmy, że to mała rozrywka...
Skoczył nagle w bok, unosząc różdżkę.
-Expeliarmus!
-Protego!
-Riddikulus!
Machnąłem różdżką od niechcenia. Lu biegał naokoło mnie, posyłając zaklęcia niemal na oślep. Nie czekał, by zobaczyć czy trafił, tylko od razu atakował z zupełnie innej strony. Dębowa różdżka parzyła mi dłoń. Faktycznie, stara była lepsza. Ale to nie znaczy, że ten kretyn może sobie pozwalać.
-Avis!
Tego się nie spodziewałem. Nagle w klasie zaroiło się od kanarków. Zakląłem pod nosem i obróciłem się w stronę, w którą powinien pobiec teraz Lu. Przez ogłuszający ćwierkot nie słyszałem nawet jego kroków.
-Mimblewimble!
Odwróciłem się gwałtownie, a zaklęcie świsnęło mi koło ucha.
-AQUAMENTI!! -różdżka może i słaba, ale ja mam dość energii, żeby wywołać silny wytrysk.
Tfu, fontannę.
Wody znaczy się.
No, kurwa!
Żabojad runął na ziemię jak długi.
-Orbis! -ryknąłem jeszcze, tak na wszelki wypadek. Świetliste liny owinęły nogi i korpus francuza, skutecznie unieruchamiając.
Podszedłem spokojnie.
-Co ty, kurwa, odpierdalsz?
Lu zachichotał.
-Sorry. Chciałem skopać ci dupę.
-Debil.
Machnąłem różdżką a liny i te pieprzone ptaszyska zniknęły. Podałem żabojadowi dłoń, pomagając mu wstać.
-A może dowiem się, o co tak naprawdę chodzi?
Lu zasępił się. Podszedł do odsuniętych pod ścianę ławek i opadł na jedną z nich, zdejmując przemoczoną koszulkę. Wyżął ją porządnie, a potem wytarł przemoczone włosy. Chwilę jeszcze siedział w ciszy, a w końcu zerknął na mnie nachmurzony.
-Chcę wiedzieć, czy ją ochronisz.
Uniosłem brew, coby ukazać moje kurewskie zdziwienie.
-Angie. Co ta pseudo wampirzyca ma wspólnego z naszymi korkami?
Skrzywił się.
-Nie mów tak o niej, ona cię kocha.
-Jeszcze nie tak dawno kochała się w gościu wysysającym podpaski.
-To co innego -parsknął na to chłopak.
-Gówno prawda. Czemu niby miałbym ją chronić?
Lu znowu się zasępił.
-Gdy już będziesz u władzy. Gdy będziemy walczyć z Voldemortem. Musisz ją ochronić.
Tu mnie zaskoczył, jebaniec.
-MY? -zdołałem tylko wysapać. No, błagam, co za kretyn!
-Będziemy walczyć po twojej stronie, ty durna pało -Lu wywrócił oczami a potem wyszczerzył się do mnie.
-Nie, nie będziecie -zignorowałem tą jawną zaczepkę. Już dość dostał po dupie.
-Jak to? -nie zdołał ukryć zdziwienia.
-Ale z ciebie gumochłon, debilu -wzniosłem oczy do nieba.
Boże, do nich to trzeba mieć taką cierpliwość.
-Przecież po to chcę zebrać ludzi, by WAS chronić -mruknąłem w końcu. GŁOŚNO I WYRAŹNIE. -Nie będziecie dla mnie walczyć. Niedługo nasze drogi się rozejdą, deklu od pustego słoika.
Gębę miał tak nisko, że mogłem podziwiać wszystkie jego plomby.
-Alex...
-Japa zero, kurwo złota -mruknąłem niecierpliwie. -Myślisz, że siedziałbym tu z tobą cały pieprzony rok, tylko żeby ci w lekcjach pomóc? Chyba ocipiałeś.
Wciąż gapił się na mnie, jak student na kebaba, więc wyjaśniłem łaskawie.
-TY będziesz ją chronił. I paniczyka. No i Maxa. Z nim to najgorzej, bo przez głupotę sam sobie zagraża.
-A co z tobą?
-Jeeeeeeżuuuuu, przecież to już wyjaśniliśmy! Ja będę miał swoich ludzi.
Milczał dłuższą chwilę, najwyraźniej przetrawiając nowe informacje. Obserwowałem go przez jakiś czas.
-Dlaczego ja?
-Bo Pamiętniki z wakacji! -warknąłem zniecierpliwiony. -Myślisz, że w ogóle myślałbym nad zebraniem ludzi, nie potrafiąc zebrać o nich informacji?! Wiem, draniu, do czego jesteś zdolny. Wiem, co stało się w Beauxbatons?
-Skąd ty..? -zbladł nagle.
-Mam swoje kontakty, kretynie.
Znowu chwilę siedzieliśmy w ciszy. Znaczy, on siedział. Ja stałem, żeby móc mu patrzeć prosto w pieprzony, przystojny pysk. W końcu otworzył gębę z miną, która od razu mnie wkurwiła. Zanim więc zdążył się jakkolwiek sprzeciwić, czy postawić, przyjebałem mu prawym sierpowym.
I omal nie ryknąłem z bólu, bo skurwiel ma szczękę jak pierdolony głaz.
-Zamknij japę! -ryknąłem odrobinę za głośno. To naprawdę bolało, do kurwy nędzy! -Spójrz ty na siebie, debilu! Jesteś wysoki, dobrze zbudowany, przystojny..
-Dzięki, stary, ale wolę panienki...
Tym razem go kopnąłem.
-Morda. Znasz się na magii dużo lepiej niż mogłoby się wydawać -wyciągnąłem różdżkę w jego stronę. -Jesteś kimś... kogo powinienem nienawidzić...
Uniósł głowę zdumiony.
-Voldemort? Dumbledore? -skrzywiłem się, nie opuszczając różdżki. -To tylko dwaj debile, jeden z autyzmem, drugi menopauzą. Nie mają z tobą szans. Ja też nie mam.. -odchrząknąłem, wkurwiony. -A wiesz, czemu? Bo jesteś silny, nie musząc poświęcać bliskich. Ja niedługo będę taki jak oni. Będę walczyć w tej świętej trójcy i prawdopodobnie zginę. Ale ty, skurwielu, przeżyjesz. Bo masz do tego talent. Bo masz dla kogo żyć.
-Ty też masz.. -mruknął cicho.
Wzruszające, kurwa.
-Wiem, dlatego mówię, że niedługo nasze drogi się rozejdą.
-Alex..
-Zamknij się! Nie rozumiesz? Cały czas wmawiasz sobie, że stoisz gdzieś obok...
-Jestem tutaj...
-MERYTORYCZNIE, kurwa! Stoisz gdzieś z boku, chowasz się jak kretyn, unikasz uwagi. A tu niespodzianka! Słuchaj uważnie debilu, bo pierwszy i ostatni raz cię informuję.
Spojrzał na mnie zdumiony.
-Tutaj to TY jesteś głównym bohaterem -opuściłem różdżkę i chwyciłem swoją torbę. -Nie ja. Nie Angie. Nie jakiś Voldi, dziadzio czy inny bachor z blizną i trudną przeszłością. To twoja historia.
Zanim zdołał coś powiedzieć obróciłem się i wyszedłem. Jakoś ostatnio często zostawiam za plecami bliskie mi osoby..
-Locomotor Mortis!
-KURWA! -jebłem o ziemię całym ciałem. Obróciłem się szybko, znowu wyciągając różdżkę.
Lu stał kawałek dalej z cwaniackim uśmieszkiem, bawiąc się różdżką.
-Spoko, stary, wierzę -wzruszył ramionami. -Ale skoro to moja historia, jak się wyraziłeś...
Podszedł niespiesznie, a ja dostrzegłem dziwny błysk w jego oczach.
-To wiedz, że i ciebie ochronię.
Zamknąłem oczy, wzdychając ciężko.
-Trzymam za, kurwa, słowo, a teraz zamknij ryj bo mam ochotę cię profilaktycznie zajebać.
Zachichotał tylko, pomagając mi wstać.
-Chcę wiedzieć, czy ją ochronisz.
Uniosłem brew, coby ukazać moje kurewskie zdziwienie.
-Angie. Co ta pseudo wampirzyca ma wspólnego z naszymi korkami?
Skrzywił się.
-Nie mów tak o niej, ona cię kocha.
-Jeszcze nie tak dawno kochała się w gościu wysysającym podpaski.
-To co innego -parsknął na to chłopak.
-Gówno prawda. Czemu niby miałbym ją chronić?
Lu znowu się zasępił.
-Gdy już będziesz u władzy. Gdy będziemy walczyć z Voldemortem. Musisz ją ochronić.
Tu mnie zaskoczył, jebaniec.
-MY? -zdołałem tylko wysapać. No, błagam, co za kretyn!
-Będziemy walczyć po twojej stronie, ty durna pało -Lu wywrócił oczami a potem wyszczerzył się do mnie.
-Nie, nie będziecie -zignorowałem tą jawną zaczepkę. Już dość dostał po dupie.
-Jak to? -nie zdołał ukryć zdziwienia.
-Ale z ciebie gumochłon, debilu -wzniosłem oczy do nieba.
Boże, do nich to trzeba mieć taką cierpliwość.
-Przecież po to chcę zebrać ludzi, by WAS chronić -mruknąłem w końcu. GŁOŚNO I WYRAŹNIE. -Nie będziecie dla mnie walczyć. Niedługo nasze drogi się rozejdą, deklu od pustego słoika.
Gębę miał tak nisko, że mogłem podziwiać wszystkie jego plomby.
-Alex...
-Japa zero, kurwo złota -mruknąłem niecierpliwie. -Myślisz, że siedziałbym tu z tobą cały pieprzony rok, tylko żeby ci w lekcjach pomóc? Chyba ocipiałeś.
Wciąż gapił się na mnie, jak student na kebaba, więc wyjaśniłem łaskawie.
-TY będziesz ją chronił. I paniczyka. No i Maxa. Z nim to najgorzej, bo przez głupotę sam sobie zagraża.
-A co z tobą?
-Jeeeeeeżuuuuu, przecież to już wyjaśniliśmy! Ja będę miał swoich ludzi.
Milczał dłuższą chwilę, najwyraźniej przetrawiając nowe informacje. Obserwowałem go przez jakiś czas.
-Dlaczego ja?
-Bo Pamiętniki z wakacji! -warknąłem zniecierpliwiony. -Myślisz, że w ogóle myślałbym nad zebraniem ludzi, nie potrafiąc zebrać o nich informacji?! Wiem, draniu, do czego jesteś zdolny. Wiem, co stało się w Beauxbatons?
-Skąd ty..? -zbladł nagle.
-Mam swoje kontakty, kretynie.
Znowu chwilę siedzieliśmy w ciszy. Znaczy, on siedział. Ja stałem, żeby móc mu patrzeć prosto w pieprzony, przystojny pysk. W końcu otworzył gębę z miną, która od razu mnie wkurwiła. Zanim więc zdążył się jakkolwiek sprzeciwić, czy postawić, przyjebałem mu prawym sierpowym.
I omal nie ryknąłem z bólu, bo skurwiel ma szczękę jak pierdolony głaz.
-Zamknij japę! -ryknąłem odrobinę za głośno. To naprawdę bolało, do kurwy nędzy! -Spójrz ty na siebie, debilu! Jesteś wysoki, dobrze zbudowany, przystojny..
-Dzięki, stary, ale wolę panienki...
Tym razem go kopnąłem.
-Morda. Znasz się na magii dużo lepiej niż mogłoby się wydawać -wyciągnąłem różdżkę w jego stronę. -Jesteś kimś... kogo powinienem nienawidzić...
Uniósł głowę zdumiony.
-Voldemort? Dumbledore? -skrzywiłem się, nie opuszczając różdżki. -To tylko dwaj debile, jeden z autyzmem, drugi menopauzą. Nie mają z tobą szans. Ja też nie mam.. -odchrząknąłem, wkurwiony. -A wiesz, czemu? Bo jesteś silny, nie musząc poświęcać bliskich. Ja niedługo będę taki jak oni. Będę walczyć w tej świętej trójcy i prawdopodobnie zginę. Ale ty, skurwielu, przeżyjesz. Bo masz do tego talent. Bo masz dla kogo żyć.
-Ty też masz.. -mruknął cicho.
Wzruszające, kurwa.
-Wiem, dlatego mówię, że niedługo nasze drogi się rozejdą.
-Alex..
-Zamknij się! Nie rozumiesz? Cały czas wmawiasz sobie, że stoisz gdzieś obok...
-Jestem tutaj...
-MERYTORYCZNIE, kurwa! Stoisz gdzieś z boku, chowasz się jak kretyn, unikasz uwagi. A tu niespodzianka! Słuchaj uważnie debilu, bo pierwszy i ostatni raz cię informuję.
Spojrzał na mnie zdumiony.
-Tutaj to TY jesteś głównym bohaterem -opuściłem różdżkę i chwyciłem swoją torbę. -Nie ja. Nie Angie. Nie jakiś Voldi, dziadzio czy inny bachor z blizną i trudną przeszłością. To twoja historia.
Zanim zdołał coś powiedzieć obróciłem się i wyszedłem. Jakoś ostatnio często zostawiam za plecami bliskie mi osoby..
-Locomotor Mortis!
-KURWA! -jebłem o ziemię całym ciałem. Obróciłem się szybko, znowu wyciągając różdżkę.
Lu stał kawałek dalej z cwaniackim uśmieszkiem, bawiąc się różdżką.
-Spoko, stary, wierzę -wzruszył ramionami. -Ale skoro to moja historia, jak się wyraziłeś...
Podszedł niespiesznie, a ja dostrzegłem dziwny błysk w jego oczach.
-To wiedz, że i ciebie ochronię.
Zamknąłem oczy, wzdychając ciężko.
-Trzymam za, kurwa, słowo, a teraz zamknij ryj bo mam ochotę cię profilaktycznie zajebać.
Zachichotał tylko, pomagając mi wstać.
Jako, że ostatnio już nikt nie zgłasza się do szajbusów o pomoc, od tej pory posty będą krótsze. Przykro mi. Ale za to mam już cały zarys dwóch następnych więc, powinny pojawić się już niedługo.
I teraz sobie myślę: O co kurwa chodzi?! :) Robi się wszystko strasznie poplątane... O co chodzi z tym Lu?
OdpowiedzUsuńA wszystko dlatego, że wciąż nie mam jednego posta. Ale już skrótowo wyjaśniam -Lu wyznał Angie miłość, Angie za to stwierdziła że kocha się w Alexie. Okazuje się również że Lu został wyrzucony ze szkoły we Francji za dość poważne przewinienie. Alex tymczasem postanawia opuścić szkołę i ruszyć w świat, by zebrać armie i walczyć przeciw Voldemortowi. No, to chyba wszystko ^^
UsuńKocham teksty Alexa <3 ;D
OdpowiedzUsuń