poniedziałek, 18 lipca 2016

Historia Luki -KONIEC

PRZESZŁOŚĆ (17 miesięcy przed walką w Hogsmeade, Francja)

Wszystko przestało mieć sens. Bo jakże miało go mieć skoro właśnie cała jego przyszłość, za przeproszeniem, poszła się jebać. I to przez kobietę. Przez kobietę która wyparła się go równie łatwo jak on wypowiedział dla niej te dwa cholerne słowa. I nie, nie miał tu na myśli wyznań miłosnych a Avade Kedavre. Zamknął się we własnym pokoju. Zawsze to lepiej niż zostać zamkniętym w Azkabanie. Zaklął pod nosem po czym wcisnął mocniej twarz w poduszkę. To koniec. Koniec bycia czarodziejem.
Pewnie leżał by tak o wiele, wiele dłużej, gdyby nie ciche pukanie do drzwi.
-Nazywam się Albus Dumbledore...i mam dla ciebie propozycję chłopcze...



TERAŹNIEJSZOŚĆ (Francja, dom rodziny Delacour)

Spojrzał na Albiona unosząc do góry jedną z brwi. Naprawdę nie był w nastroju do rozmów, ale widocznie angol dziwnie nabrał na jedną ochotę.
-Nie masz zamiaru mi powiedzieć? Przecież widzę że coś cię dręczy i nie próbuj mnie zbyć Luka. Kingsley usiadł obok blondyna wpatrując się w niego jak w obrazek. Francuz westchnął po czym odłożył Proroka Codziennego. Nie żeby go czytał, tylko udawał żeby reszta przyjaciół myślała że jest zajęty. Byle by nikt z nim nie gadał.
-Nie ma o czym gadać Al.
-Chodzi o Angie prawda?- Albion zarumienił się lekko ale zaraz odchrząknął po czym znów przybrał swój "normalny", poważny wyraz twarzy. Luka już miał zaprotestować ale jedynie otworzył usta a po chwili je zamknął wzdychając głośno. Mleko się wylało i tak dalej i tak dalej.
-Ona ma mnie gdzieś stary. Wiesz że się starałem, w iście pojebany sposób ale się starałem..
-Angie? Ma gdzieś Ciebie?! Nie wierzę...- Albion pokręcił głową wstając z kanapy.
-Słyszałem jak mówi ze go kocha...
-Kogo?!- Anglik wydał z siebie piskliwy krzyk widocznie zszokowany.
Luka zacisnął dłoń w pięść po czym po raz kolejny wziął głęboki oddech by uspokoić emocję.
-Alexa...Angie kocha Alexa. To koniec rozumiesz..? - blondyn przesunął dłonią po twarzy -Czas dać sobie spokój...odkochać się czy coś...dać sobie siana. Inaczej to mnie zniszczy kumasz stary?
Brązowowłosy jedynie kiwnął głową po czym usiadł z powrotem obok przyjaciela klepiąc go po ramieniu.
-Czasami to najlepsze wyjście.

PRZYSZŁOŚĆ (Dzień ukończenia nauki w Hogwarcie, Hogwart)

-Jest Pan tego pewien Panie Delacour?
-Tak. Bardziej niż czegokolwiek wcześniej.
Dumbledore westchnął po czym wstał zza biurka i podszedł bliżej blondyna patrząc mu prosto w oczy.
-Jeśli jest Pan zdecydowany, pozwolę Panu dołączyć, ale pod jednym warunkiem...
Luka był gotów na wszystko. To miała być pierwsza decyzja jaką podjął w życiu sam, a nie będąc zmuszonym przez łaskę innych ludzi. Wiele im zawdzięczał ale czuł że czas wziąć sprawy we własne ręce.
-...nie potrzebuję kolejnej osoby w szeregu. Potrzebuje kogoś, kto będzie stał w cieniu, kto nie będzie się bał popełnić najgorszych grzechów dla dobra reszty, kogoś kto poświęci swoja rodzinę, tożsamość, życie dla dobra sprawy...czy wciąż jest Pan pewien swojej decyzji?
Luka wyciągnął dłoń w kierunku starca uśmiechając się lekko, choć w głębi duszy sam nie był pewien czy jego decyzja jest słuszna. Była jednak jego decyzją. Tylko i wyłącznie jego.
-Tak.
Albus uścisnął mu dłoń, mocno, zdecydowanie.
-Witamy w Zakonie Feniksa, Luka.

PRZYSZŁOŚĆ (kilka miesięcy po ukończeniu Hogwartu, Francja, dom rodziny Delacour)

To było niczym wybuch, niczym setki fajerwerków rozchodzące się po całym jego ciele. Zapomniał jak ma na imię, a nawet że znajduję się w tym samym pomieszczeniu. Zapomniał ze istnieje. Liczyła się tylko Ona. Jej uśmiech, to jak odgarnia włosy, jak lekko rumieni się nie spuszczając z niego wzroku. Wpadł. Doskonale zdał sobie z tego sprawę. Jego siostra pchnęła go lekko ramieniem kręcąc głową z politowaniem.
-To mój beznadziejny brat...- nieznajoma dziewczyna uśmiechnęła się lekko do Luki wysuwając w jego stronę drobną dłoń- Luka, to moja dobra znajoma... Apolonia.



PRZESZŁOŚĆ ( 17 miesięcy przed walką w Hogsmade, Francja)

Dostał szansę. Ogromną. Nie każdemu dane jest zacząć od nowa. Gdy staruszek opuścił jego pokój Luka uśmiechnął się szeroko po czym zbiegł na dół. Chciał wszystkim powiedzieć, całemu światu. Dostał się do Hogwartu. Dumbledor postawił się dyrektorce Beuxbatons. Dostał szansę. Zaśmiał się po czym podszedł do swojego ojca który wskazywał palcem na zamknięte drzwi wejściowe.
-Czy to był...?
-Tak!
-I czy on...
-Tak!!! Tato! Dumbledore przyjmie mnie do Hogwartu. Dalej będę czarodziejem!- zaśmiał się po czym z emocji usiadł na kanapie- Co prawda nikt mnie po szkole nie zatrudni, bo ta harpia o to zadba... ale hej! To zawsze coś!
Mężczyzna uśmiechnął się po czym puścił oczko do syna.
-U św. Munga zawsze znajdzie się dla Ciebie miejsce, jako "ordynator" już ja o to zadbam...

TERAŹNIEJSZOŚĆ ( Francja, dom rodziny Delacour)

Siedzieli w ogrodzie pijąc piwo kremowe i oglądając pojedynek Albiona i ojca Luki w czarodziejskie szachy. Poziom był wyrównany, ale że blondyn niezbyt lubił szachy wolał wygrzewać się na słońcu. Słyszał co chwilę krzyki Angie która krytykowała każdy ruch Albiona, przez co ten wpadał w jeszcze większy popłoch. Starał się o niej nie myśleć, starał się nawet za bardzo na nią nie patrzeć. Bolało. Ale tak było lepiej. Lepiej dla nich dwoje. Ona już nie była jego Cherie.
Au revoir mon Cherie.
Bonjour mon Ami.*

PRZESZŁOŚĆ ( 16 miesięcy przed walką w Hogsmade, Hogwart)

Wpatrywał się w Dumbledora nie wiedząc co ze sobą zrobić. Cała ta sytuacja nieco go przerastała. Nowa szkoła w innym kraju, daleko od domu. Bez przyjaciół, rodziny...bez różdżki.
-Zasadniczo to, co w tej chwili się wydarzy jest poważnym złamaniem wszelkiej maści regulaminów i w oczach moich i wszystkich tu obecnych nigdy nie miało miejsca, prawda?- Staruszek surowym wzrokiem spojrzał na portrety na ścianach które jedynie kiwały głowami albo milcząc, albo chowając się we własnych ramach.
-Panie Regardens. Prosimy.
Zza drzwi wyszedł niski, białowłosy chłopak trzymając w ręce podłużny futerał. Podszedł do Delacour po czym wbił w niego spojrzenie. Luka poczuł coś dziwnego. Jakby znali się od wieków, choć doskonale zdawał sobie sprawę że widzi chłopaka pierwszy raz w życiu. Takiej parszywej mordy by nie zapomniał.
-Pan Alexander Regardens jest jednym z naszych najwybitniejszych uczniów -wymruczał powoli dyrektor. -Posiada także wpływowych przyjaciół, oraz, jak się okazuje, tajemniczą i całkowicie niezrozumiałą ochotę by podarować Panu różdżkę, Panie Delacour..
-Co..? -Lu zamrugał oczami, całkowicie zmieszany i wstrząśnięty.
-Zazwyczaj to różdżka wybiera czarodzieja, ty masz jednak szczęście żabojadzie -albinos zmierzył go spokojnym spojrzeniem, zupełnie jakby takie maniany odwalał na co dzień.
-...Tym razem to czarodziej wybierze różdżkę- otworzył futerał, ukazując oczom blondyna najwspanialszą różdżkę jaką kiedykolwiek widział w swoim życiu. -Choć w sumie to wielkiego wyboru nie masz..
Lu od razu wiedział że będzie mu ona towarzyszyła do końca.

TERAŹNIEJSZOŚĆ ( Francja, dom rodziny Delacour) 

Ojciec Luki przestawił kolejnego pionka po czym rozejrzał się po twarzach wszystkich zebranych dookoła.
-Wiem ze są wakacje i nie chcecie gadać o szkole, ale wiecie już co chcecie robić po niej?
Angie przestała strofować Al'a i sama zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią. Jedynie Albion zbił pionka mężczyzny po czym niedbałym tonem rzucił:
-Czeka mnie ślub i pewnie zacznę pracować dla ojca..
Luka zmarszczył brwi po czym wbił wzrok w Angola.
-Ślub? Niby czyj?- prychnął uśmiechając się.
-Mój. Co prawda rodzice chcieli by cała ceremonia odbyła się szybciej ale przekonałem ich że wolę skończyć najpierw szkołę- jego głos dalej był monotonny, jakby wcale nie chciał dzielić się tymi informacjami.
-Czyli ty z tą narzeczoną tak na serio gadałeś? Nie robiłeś sobie jaj?- Angie przysunęła się bliżej szachownicy.
-Serio serio. Moi rodzice...z nimi się nie dyskutuje, jeśli każą ci coś zrobić, robisz to. W tym wypadku jest tak samo. Wiecie zaprosiłbym was na uroczystość, ale znająć mojego ojca nie bawilibyście się dobrze...

PRZYSZŁOŚĆ (kilkanaście miesięcy po ukończeniu Hogwartu, południe Francji)

Była taka drobna, taka śliczna, taka bezbronna. Pogładził ją palcem po rumianym policzku uśmiechając się szeroko. Ukradkiem, drugą ręką ścierał łzy. Spojrzał na zmęczoną twarz Apolonii, ona również choć rozczochrana i wyczerpana wydawała mu się najpiękniejsza na świecie. Ścisnął  dłoń żony bezgłośnie jej dziękując.
-Jak ją nazwiemy Lu?
Blondyn wrócił spojrzeniem na dziecko w swoich rękach, na swoją córeczkę.
-Fleur...Fleur Isabelle Delacour.

PRZESZŁOŚĆ ( 16 miesięcy przed walką w Hogsmade, Hogwart)

-Ale skąd mam mieć pewność że różdżka będzie działała? Że mnie zaakceptuje?
Luka spojrzał na kawałek drewna w futerale, wątpiąc w sukces całej tej maskarady. Wiedział jednak że bez różdżki nic w Hogwarcie nie zdziała.
-Debilu, tym razem to nie różdżka ma zaakceptować ciebie a ty ją...idiota- mruknął albinos po czym westchnął, jakby obdarowywanie obcych dzieciaków tajemniczymi badylami było zajęciem niezwykle nużącym jego wyrafinowane gusta.
Odłożył drewnianą szkatułę na jeden z licznych stolików w gabinecie dyrektora, po czym skierował się do drzwi, skinąwszy na odchodne.
-Moja obecność i wątpliwej jakości wsparcie moralne raczej nie jest tu potrzebna. Spadam na zajęcia. A Ciebie, żabojadzie, widzę za godzinę w wielkiej sali. Tylko spróbuj mi gdzieś spierdolić, to ci nawet avada kedavra nie pomoże..
Blondyn otworzył szeroko oczy. Przecież o zabójstwie Norie wiedział tylko Dumbledore i on, no i cudowna pani dyrektor. Po chwili doszedł do wniosku że to musi być wyłącznie zbieg okoliczności. W końcu skąd jakiś dzieciak wiedziałby o tym co dzieje się w szkole w innym kraju.  Dumbledore uśmiechnął się lekko.
-Musimy sprawdzić czy różdzka działa, prawda? Panie Potter, pozwoli Pan?
Kolejny dostawca? Delcacour westchnął cicho po czym chcąc, nie chcąc złapał badyla w rękę. Jak mus to mus. Już miał rzucić jakieś proste zaklęcie gdy nagle koło niego, tuż obok jego głowy wybuchł wazon. Jakiś chłopaczyna w okularach uśmiechając się od ucha do ucha zaczął miotać w jego stronę zaklęcia. Nosz kurwesz. Co jak co ale już wiedział, że z tym kolesiem lubić się nie będą. Nie wiedział czy to ten jego uśmieszek czy coś w jego oczach sprawiało że Luka miał ogromną ochotę mu przypierdolić.

TERAŹNIEJSZOŚĆ ( Francja, dom rodziny Delacour)

Ojciec Luki uśmiechnął się nieznacznie po czym wypowiedział ciche "szach-mat", na co Albion jęknął i odchylił się na krześle w tył bardzo nie w swoim stylu.
-Czyli część z was ma jakieś plany..- mruknął mężczyzna zbierając okruchy pozostałe z figur szachowych.
-A Ty Luka? Co zamierzasz zrobić?- Al odwrócił się w jego stronę.
-Luka przejmie po mnie Św. Munga, a ja odejdę w spokoju na emeryturę- zaśmiał się ojciec blondyna.
-Nie...Nie przejmę po Tobie szpitala tato...mam...nieco inne plany.
Wszyscy zdziwieni wlepili w niego wzrok.
-Widzę że mamy sporo do obgadania...-mruknął najstarszy Delacour patrząc na syna z miną która mówiła "coś Ty kurwa znów wymyślił".

PRZYSZŁOŚĆ (kilka lat po ukończeniu Hogwartu, południe Francji)

Przyszła wiadomość. Sowa była tak bardzo zmęczona że gdy tylko dotarła do mieszkania Luki zaraz padła wycieńczona. Od razu było widać, ze wiadomość jest ważna, nawet bardzo ważna. Apolonia spojrzała nieco przerażona na blondyna po czym łapiąc małą Fleur udała się do drugiego pomieszczenia. Po minie męża widziałą, ze sprawa jest poważna. Delacour drżącą ręką rozwinął karteczkę. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tych słów:

"Już czas"

PRZESZŁOŚĆ ( 16 miesięcy przed walką w Hogsmade, Hogwart)

Leżał na podłodze gabinetu dyrektora wycieńczony. Miał zamiar spuścić rozczochranemu wpierdol, ale okazało się, że sam go otrzymał. Bolały go wszystkie mięśnie, każdy ruch sprawiał, że zaraz rezygnował ze wstania z podłogi. Co jak co, ale była ona teraz dla niego najwygodniejszym miejscem na ziemi.
-Przynajmniej przekonał się Pan czy różdżka działa- zaśmiał się Dumbledore, po czym wrócił za biurko -Została nam jeszcze jedna sprawa do ustalenia. Muszę Pana przydzielić do jednego z domów. Myślę że tiara przydziału ulokuje Pana w odpowiednim miejscu.
-To nie będzie konieczne- francuz powoli wstał z posadzki, klnąc pod nosem- Chcę do tego w którym najmniej się dzieje. Wydaje mi się ze mam dość rozrywek do końca życia...Co jak co ale przyda mi się parę lat lenistwa.
-To niezgodne z zasadami- mruknął staruszek a Luka jedynie otworzył szeroko oczy. Wuuut? Wszystko co tutaj dzisiaj się działo było niezgodne z zasadami. Od kiedy różdżkę dostaje się od znajomego albinosa a w gabinecie dyrektora spuszczają ci wpierdol . Serio? Widząc jego minię dziadzio zaśmiał się:
-Hufflepuff...a i witaj w Hogwarcie Luka..

TERAŹNIEJSZOŚĆ ( Francja, dom rodziny Delacour)

Nigdy w życiu nie sądził ze w Hogwarcie znajdzie prawdziwych przyjaciół. Że tak szybko uda mu się zadomowić. Teraz, nie wyobrażał sobie że nigdy miałby nie spotkać Ala, nie uganiać się z nim po obrzeżach zakazanego lasu w poszukiwaniu dziwnych zwierzątek. Maxia i nie próbować jego zwariowanych owsianek. Alexa i nie wkurwiać się na niego i razem z nim, nie dostawać od niego korepetycji czy nie błagać by pomógł mu w potrzebie. No i Angie...Ukochanej, cholernej Angie.

PRZYSZŁOŚĆ ( kilka lat po ukończeniu Hogwartu, południe Francji)

Apolonia wpatrywała się w niego nie dowierzając. Cały czas myślała że to głupi żart, a Luka za chwilę zaśmieję się i powie że chciał ją nabrać. Ale nie. Stał przed nią, poważny, zdecydowany. A ona płakała. Tak bardzo płakała.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?!!! Zostawiasz nas?! Oddajesz mnie jakbym była cholernym krzesłem!!!- zaczęła bić go, okładać bez pamięci. Jak śmiał, zawrócić jej w głowie, podarować jej tak wiele a teraz od tak oddać ją w ręce swojego brata. Jak zabawkę.
-Przykro mi- wyszeptał po czym spojrzał na brata, który nie rozumiejąc patrzał to na jedno to na drugie- Wiele lat temu zobowiązałem się że coś zrobię, ze komuś pomogę, że oddam całe swoje życie..nie sądziłem że Cię poznam..że kogoś pokocham, że będę miał rodzinę- Złapał Loony za dłonie.
-On się wami zajmie. Tobą, Fleur i...- dotknął brzucha kobiety czują jak trzęsą mu się dłonie- I nią też...
-To nie fair Luka..- wyszeptała czując jak cały jej świat wali się przed jej oczami.
-Wiem. Dlatego chcę byś o mnie zapomniała. Tak samo Fleur. By nigdy nie poznała kto jest jej prawdziwym ojcem- przytulił do siebie kobietę- tata wszystko zorganizował- Spojrzał na brata po czym złapał jego dłoń i złączył ja z dłonią Apolonii.
-Wszędzie figurujesz jako jej mąż, jako ojciec Fleur...ja...ja już nie istnieję...



PRZESZŁOŚĆ (16 miesięcy przed walką w Hogsmade, Hogwart)

Wielka Sala była naprawdę wielka ale białowłosa głowa Regardensa świeciła niczym jakiś pierdolony znak. Z chęcią olał by groźbę chłopaka, ale był tak poobijany i głodny, że w sumie było mu wszystko jedno gdzie usiądzie. Mógł usiąść nawet przy czystym wkurwie. Doczłapał się do stołu po czym usiadł obok jakiegoś dzieciaka który skrzywił się nieco, po czym zaczął czyścić rękaw swojej szaty, tak jakby dotyk Luki przenosił bakterię czy coś. Oprócz dzieciaka siedział jeszcze jeden, ale ten wyraźnie miał ADHD albo inne cuś, bo gadał jak najęty i wpieprzał jedynie owsiankę. Po drugiej stronie siedział wcześniej wspomniany białasek i laska która wyglądała jak wyjęta z mugolskich bajek o czarownicach. Innymi słowy trafił do świrowa, czyli przystani normalnych inaczej. Albinos rozejrzał się po wszystkich.
-Szajbusi...to jest Luka...Luka, to Szajbusi. Witamy w rodzinie...


***
Było ciemno i zimno, ale jego za chuja to nie ruszało. Bywał w wielu takich miejscach, jednych gorszych od innych. Wszędzie pachniało gównem i krwią. Zajebista mieszanka. Odpalił papierosa po czym oparł się o drzewo owijając sobie wokół szyi warkocz. Zawsze to trochę cieplej. Może właśnie dlatego zapuścił te cholerne kudły. Zaciągał się papierosem czując jak coraz bardziej grabieją mu ręce. Śmierciożercy się spóźniali. Ale to nic. On poczeka. On zawsze czeka. W końcu nie każda śmierć przybywa znienacka. A on...stał się śmiercią.


Historia Luki -koniec.



(Buhahaha, nie panikujcie. To nie koniec bloga, a jedynie koniec postów ze szkoły. Czeka nas jeszcze jeden, od Maxia. I może jeden od Angie, ale nie obiecuję. Przyszłe posty będą się skupiać na dorosłym życiu Szajbusów i zaczną się od narodzin pewnego z dawna wyczekiwanego chłopca.. )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz