sobota, 2 lipca 2016

28. Użyję cię (Alex)

W momencie gdy byłem już niemal pewien, że monolog Angie będzie trwał w nieskończoność, moje męki zostały samobójczo ukrócone przez żabojada. W jego obronie nie stanąłem, bo i po chuj, skoro debil sam się wkopał, ciągnąc za tą pieprzoną nitkę. Zamiast więc bronić żabojada przed diabelskim gniewem pewnej porąbanej wiedźmy, wykorzystałem sytuację i spierdoliłem na zewnątrz.
Zeszłej nocy moje plany ostro się rozpierdoliły i to tylko i wyłącznie z mojej winy. Skaza trafił do Munga, gdzie bardzo szybko został przejęty przez ojca Luki. Który, rzecz jasna, od razu chciał wiedzieć jakim cudem został ranny, skoro jeszcze kilka godzin wcześniej wszyscy pokładaliśmy się po łóżkach, w jego własnym domu. Na szybkiego wymyśliłem jakąś bajeczkę, zwalając winę na kogo się dało, z młodszą siorą żabojada włącznie. I chuj, zasłużyła. Ostatecznie stary postanowił zapomnieć o całym incydencie, ale napięcie w całym domu zostało. Trzeba było zbierać stamtąd ekipę i wypierdalać.
Ewentualnie wypierdalać bez nich.
Kamieniczka w której mieszkali Delacour mieściła się niemal w centrum Paryża, niedaleko od jednego z pomniejszych kanałów. Usiadłem nad jego brzegiem, wyciągając ze zmiętoszonej paczki dwie fajki i odpaliłem jedną. Drugą odłożyłem obok na ławce, zaciągając się dymem. O tym, że nie wracam do szkoły wiedziałem już chyba od czasu ataku na Hogsmeade. Wojna się rozwinęła i czas najwyższy bym wziął sprawy w swoje ręce.
Chuj.
Kurwa.
Nie mogłem się lepiej przygotować. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i nawet ranny Skaza nie zmieniał stanu rzeczy. Ludzie czekali na rozkazy. Ludzie czekali na dowódcę. A ja siedziałem we Francji, wynajdując coraz to nowe wymówki i odwlekając moment pożegnania, jak jakiś rozmemłany dzieciak!
-Ile ty masz lat?
Madame usiadła obok na ławce, wsuwając leżącą tam fajkę do krwisto czerwonych ust. Wysunąłem w jej stronę zapalniczkę, a ona skarciła mnie wzrokiem.
-Jesteś pewien, że powinieneś jarać przy własnej matce? -warknęła.
Parsknąłem.
-Taka z ciebie matka, że nawet nie wiesz ile mam lat.
-Wiem, że jesteś zbyt młody na papierosy -odparowała natychmiast. -To mi wystarczy.
Chwilę ćmiliśmy pety w ciemności, milcząc.
-Dlaczego mnie szukałeś? -spytała w końcu.
-Bo mi wisisz prezenty urodzinowe z 16 lat.
-Alex...
-Ten napad na bank był tylko przykrywką, prawda? -zerknąłem na nią. -Tak naprawdę skradłaś coś Voldemortowi. Dlatego ścigają cię śmierciożercy. Muszę wiedzieć co to było.
Wsunęła papierosa do ust i sięgnęła do kieszeni płaszcza. Po krótkiej chwili wyciągnęła z niej małe zawiniątko. Położyła je sobie na kolanach i rozwinęła ostrożnie. Blask księżyca oświetlił srebrzysty diadem w kształcie jakiegoś ptaszyska.
-Co to jest? -zmarszczyłem brwi. Nie biżuterii się spodziewałem.
-Nie wiem -Madame ponownie zawinęła diadem w chustę. Nie schowała go jednak. -Dostałam tylko instrukcje że należy go skraść i ukryć. I pod żadnym pozorem nie dotykać.
-Dasz mi go?
Parsknęła śmiechem.
-Oczywiście że nie -pokręciła głową z rozbawieniem. -Chociaż faktycznie, pomyślałam o tym. Ale ty nie jesteś już kimś, komu mogłabym oddać coś tak potężnego na przechowanie.
Wzruszyłem ramionami.
-Ukryjesz go więc?
-W Hogwarcie. Ale nie ja. Nie mam tam dostępu.
Zamyśliłem się na moment.
-Następnym razem nawiedź Lukę. Nie jest takim kretynem na jakiego wygląda. Ukryje go dla ciebie.
Pokiwała powoli głową. Przez dłuższą chwilę dalej siedzieliśmy w ciszy. W końcu się przemogła.
-Nie powinieneś przyprowadzać tu Angie. Nie powinieneś jej wciągać w tą wojnę. Nie po to was od siebie odsunęłam..
-Sama się do mnie przyczepiła. Chyba jej się wydaje że się we mnie kocha -nic się we mnie nie poruszyło. Eliksir, który dała mi Lenora skutecznie wytłumił wszelkie głębsze emocje jakie mogłem mieć względem mojej siostry. -Ale to już nie nasze zmartwienie. Nie wracam do Hogwartu.
Madame Avatar spojrzała na mnie zaskoczona.
-Pardon, że co?
-Moi ludzie są gotowi by dołączyć do walki. Skaza przygotował mi siedzibę w Egipcie. Wyjeżdżam tam niedługo...
-Alex, jesteś dzieckiem, do cholery. Nie potrzebujesz tej wojny!
-Ale ta wojna potrzebuje mnie.
Ramiona jej opadły. Zabawne, że nawet jeśli widziałem ją pierwszy raz na oczy, coś we mnie od samego początku widziało w niej matkę. Byliśmy zbyt podobni. Dopasowała się do mojego życia szybko i niemal niezauważalnie, tak bym nie mógł jej z niego wyrzucić, tak jak zrobiłem to z Angie.
-Alex, nie po to was chroniłam..
-Oczywiście że tak. Zrobiłaś co mogłaś by nas chronić. I przez swoją słabość prawie wylądowałaś w Azkabanie. I teraz musisz się ukrywać jako mugol. Nie popełnię tych samych błędów. Dlatego nie pozwalam im iść za mną. Dlatego zostawię ich samym sobie, niech się nawet debile sami pozabijają. Nie będę tak słaby jak ty..
Obróciłem się z tryumfem w jej stronę i znieruchomiałem. Wpatrywała się we mnie oczyma pełnymi niedowierzania i... żalu...
-Jak straszne życie musiałeś wieść, skoro myślisz, że największym błędem mojego życia była wasza dwójka..? -spytała cicho.
W piersi rozkwitł mi kwiat bólu. Zacisnąłem zęby i wstałem gwałtownie. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem co zrobić z rękoma.
-Nigdy, nawet przez ułamek sekundy nie żałowałam że was urodziłam -kontynuowała, już głośniej. -To tej wojny żałowałam. Tego, że zamiast spędzić życie z wami, musiałam kontynuować swoją walkę. Nie kochałam waszego ojca. Ten romans był przypadkiem. Ale nie ani przez chwilę tego nie żałowałam.
-Zamknij się -warknąłem.
-Jeśli zechcesz dołączyć do tej wojny, nie powstrzymam cię. Ale przemyśl to. Nie jesteś sam, Alex. Nigdy nie byłeś. To nie jest wasza wojna.
Ten same bzdury, które wygadywali inni. Zostaw, nie ruszaj, schowaj się w domu, zasuń rolety i udawaj że wybuchy za oknem to tylko fajerwerki. Wcisnąłem dłonie głęboko w kieszenie. Po krótkiej chwili odchrząknąłem i obróciłem się w stronę kobiety.
-Użyję cię -mruknąłem, powoli zwalczając to żałosne uczucie w piersi. -A ty sama się na to zgodzisz. Pewnego dnia do ciebie przyjdę, a ty zrobisz to co ci każę, choćbyś miała umrzeć. Użyję cię.
Skinęła głową, nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Nie potrzebuję żołnierzy, którzy będą dla mnie walczyć całe życie. Wystarczy mi, jeżeli się zjawią wtedy, gdy ich przywołam. Możecie sobie żyć swoim żałosnym życiem. Ale jednego dnia was wykorzystam. Jednego dnia rzucicie wszystko w przeciągu minuty i wykonacie jeden, jedyny rozkaz.
Słuchała mnie w milczeniu. W końcu uśmiechnęła się lekko.
-Co dostanę w zamian?
-Coś czego pragniesz najbardziej na świecie.
-A jeśli pragnę byś wrócił do szkoły i chociaż skończył ją jako zwykły dzieciak?
Nosz, kurwa, ależ mnie złapała. Powoli skinąłem głową. Zamyśliła się, po czym sięgnęła do kieszeni, tym razem wyjmując z niej zwitek papieru. Podała mi go.
-Co to? -zmarszczyłem brwi.
-William. A właściwie to, co powinieneś o nim wiedzieć -wstała powoli. -Nie wysłałam Skazy do ciebie by cię chronił. Wysłałam go, byś ty ochronił jego.
Odwinąłem zwitek i przeczytałem pochyłe pismo Madame. Potem wyprostowałem się z uśmiechem. To dlatego ten skurwiel był tak potężny... Zachichotałem pod nosem i sięgnąłem do kieszeni po zapalniczkę, by spalić notkę. Szybko jednak się rozmyśliłem i zamiast tego rozpiąłem runy zabezpieczające magiczną bransoletkę na moim przegubie.
-Incendio -mruknąłem, a wtedy w dłoni zajaśniał mi niewielki płomyk.
Spaliłem zwitek papieru i strzepnąłem szary popiół z rękawa. Gdzieś w oddali startowała pewnie sowa z moim pierwszym ostrzeżeniem o użycie czarów poza szkołą. Rozbawiło mnie to jeszcze bardziej. Skinąłem na milczącą Madame.
-Teraz nie ma odwrotu -mruknąłem wesoło.
Ruszyłem w ciemność, za plecami zostawiając kamieniczkę Delacour i swoich przyjaciół.


Wowowowowow! Cóż to się dzieje?
Ano dzieje się tyle, że Szajbusi stoją u progu przełomu. Notki ze szkoły pewnie będą się pojawiać nadal, jednak główna fabuła pożegnała już szkołę na zawsze (notki fabularne możecie poznać po tym, że mają przed tytułem numer rozdziału). Teraz wchodzimy w drugi etap historii.
Aktualizacja Szajbusów 2: trafiliśmy na kolejny problem, z którym muszę się zmagać, więc premiera bloga znów się oddaliła. Ostatecznie postanowiłam pozwolić tamtej historii by rozwinęła się sama i jej bynajmniej nie popędzać. Do tego czasu Szajbusi 1 wciąż będą was nękać tak często, jak tylko będę miała czas na pisanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz