sobota, 27 lipca 2013

16. Zakon Feniksa (Angie)

Gdy Dumbledore wezwał nas do swojego gabinetu wszyscy wiedzieliśmy, że chodzi o nasz udział w walce o Hogsmeade. Szczególnie, że dyrcio wezwał też Pottera i jego bandę przychlastów. Razem właziliśmy po krętych schodach, spuściwszy ponuro głowy.
-Chyba nie wyleje nas za to, że pomogliśmy, nie? -pisnął przestraszony Pettigrew, na tyle cicho, by prowadząca nas McGonagall nie usłyszała.
James milczał posępnie. Tylko Lupin uśmiechnął się, choć bardziej to przypominało blady grymas. Nie wglądał najlepiej.
-Gdzie Alex?
O, tak. W tej chwili to bardziej mnie interesowało.
-Pewnie gdzieś się zabunkrował...
-Panie Dyrektorze -McGonagall zamknęła za nami drzwi. -Przyprowadziłam pozostałych.
W okrągłym gabinecie dyrektora stało już kilka osób. Zaskoczona zauważyłam Longbottoma i jego pannę i jeszcze kilku Gryfonów. Zza wspaniałego biurka uśmiechał się do nas dziadzio.
-Świetnie, bardzo się cieszę. Możesz nas zostawić, Minerwo.
Kobieta obrzuciła nas tylko oschłym spojrzeniem i wyszła. Brrr, głupia, stara panna.
-Myślę, że wszyscy dobrze wiecie po co Was tu zebrałem? -uśmiech znikł z ust dyrektora.
Spuściliśmy głowy. Al przestępywał nerwowo z nogi na nogę.
-Mimo mojego surowego zakazu wyruszyliście do Hogsmeade, w czasie gdy przebywali tam śmierciożercy. Czy zdajecie sobie sprawę jak niebezpieczna była to wyprawa?
O ile to możliwe jeszcze bardziej spuściliśmy głowy. Nagle coś do mnie dotarło. Wyprostowałam się, zaskoczona.
-Ale, panie profesorze... wcale Pan nie zakazywał...
I nagle ciężka atmosfera gdzieś wyparowała. Wszyscy wyprostowali się i zerknęłi ze zdziwieniem na dyrcia. A ten znów uśmiechał się łagodnie.
-Bystra uwaga, panno Grimm.
-Czyli... chciał Pan, żebyśmy tam poszli..?
-Nie, oczywiście, że nie -dziadzio wyprostował się w fotelu. -Raczej chciałem zobaczyć, w jakim stopniu sprzeciwicie się poleceniu zostania w Wielkiej Sali.
To praktycznie to samo...
-Po co? -mruknął jakiś wysoki Gryfon.
Dyrektor zamilkł na moment.
-Każdy z Was wyruszył na pole bitwy bez wahania. A przecież wiedzieliście, że możecie zginąć. Więc to ja powinienem zapytać Was: po co?
Spojrzeliśmy po sobie. James i Black stali wyprostowani, z zaciętymi minami. Lu pewnie i by im towarzyszył, gdyby nie to, że wciąż chodził o kulach.
-Chcemy walczyć z Czarnym Panem -głos Pottera potoczył się po gabinecie, silny i zdecydowany.
Zupełnie nie pasował do głosu dziecka.
Dyrektor skinął głową.
-Wiem.I dlatego mam dla Was propozycje...



-Zakon Feniksa -Albion pokręcił głową z niedowierzaniem. -Niesamowite, że dyrektor wybrał nas...
-No nie? -Lu nawet zapomniał kuleć, taki był podekscytowany. Max podskakiwał obok, popiskując tylko niewyraźnie i uśmiechając się jak głupi.
-Szkoda tylko, że Alex się spóźnił, nie?
-No! Ale głupek!
-Tylko jak my mu to teraz powiemy? Wiecie, te całe zaklęcie tajemnicy..
-Trzeba będzie mu powiedzieć, żeby zgłosił się do dyrcia...
-Mógł się nie spóźniać!
Zatrzymałam się gwałtownie, aż na mnie powpadali. Gdyby nie ognista wściekłość, która mnie ogarnęła, pewnie bym wylądował na podłodze. Zamiast tego obróciłam się do nich szybko.
-Czy wy już wcale nie myślicie?! Przecież Alex się nie spóźnił!!!!
-Daj spokój, cherie.. -wystękał Lu, podnosząc się z ziemi z trudem. Mimo wszystko uśmiechnął się do mnie uspokajająco.
Odwróciłam wzrok.
-To niby dlaczego go nie było?
-Bo go nie zaproszono!!! -nie mogłam uwierzyć, że oni dalej nie rozumieją. Czułam jak łzy napływają mi do oczu.
-Jak to? -chłopacy znieruchomieli.
-Daj spokój... przecież Alex jest najlepszy w pojedynkach! -Max machnął ręką. -Dumbledore nie mógłby go nie zaprosić! To nielogiczne!
-Gdzie mnie nie zaprosił?
Uniosłam wzrok. Alex stał na schodach prowadzących na drugie piętro. Uniósł jasne brwi i założył ramiona na piersi.
-Z zasady nie umawiam się ze starszymi.
Usmiechnęłam się nerwowo.
-A to przykre.. -mruknęłam, starannie unikając jego wzroku. -Będzie okropnie zawiedziony.
-Tak, jasne -machnął ręką. -Gdzieście się szlajali, debile? Już z godzinę czekałem w gabinecie! Kurwa, to nie tylko moje zadanie, padalce. Że nie wspomnę, kto nas wpakował w to całe pomaganie, paniusiu.
-To tylko godzina, nie panikuj..
-Tylko, że przez ten czas przylazło tam kilku twoich fanów, gówniaro.
Zdębiałam.
-Moich.. fanów?
-Tak, kretynko, fanów -Alex oparł się zniecierpliwiony o balustradę. -Najwyraźniej wpadłaś im w oko, jak się uczesałaś.
-My wolimy cię taką roztrzepaną -natychmiast dodał Max, za co oberwał szpilką w stopę.
-A, no i mamy klienta. Tak jakby...
Spojrzeliśmy na białaska zaskoczeni.


-A więc masz na imię Rumo.. -zmarszczyłam brwi, bawiąc się słomką. -Czy to nie dziwne imię dla Skrzata?
Niskie, najbrzydsze stworzonko, jakie widziałam do tej pory, uniosło dużą głowę i spojrzało na mnie swoim jedynym okiem. W miejscu drugiego ziała ogromna, czarna dziura.
-Rumo sam sobie wybrał nowe imię -wyjaśnił z pasją, swoim piskliwym głosikiem. -Znalazł je w książce o skrzatach.
-Umiesz czytać? -zainteresował się Al. Cały czas spoglądał na skrzata z niejaką niechęcią. Już wcześniej poinformował nas, że sam ma kilka takich sług w domu i nie powinni im pomagać.
-Rumo się nauczył -mruknął skrzat dumnie.
-Ach, tak.. -wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
Alex siedział na kanapie, rozłożony, jak młody lord i uśmiechał się złośliwie.
-Teraz będzie najlepsze -mruknął. -A jaki jest twój problem, niziołku?
Skrzat skrzywił się, słysząc nazwę, ale nie zareagował. Spojrzał tylko na nas, wykrzywiając usta w niepewnym uśmiechu.
-Rumo chce przygody!
Zdębialiśmy. Tylko Alex wybuchł głośnm, złośliwym śmiechem.
-Nie jesteś trochę za niski?
-Panicz nie jest dużo wyższy -mruknął na to skrzat.
Nawet Al zaczął chichotać, widząc minę Alexa.
-Chcesz zginąć, skrzacie? -białasek wyciągnął różdżkę.
-Rumo chce! -skrzat zacisnął piąstki. -Rumo może nawet zginąć! Bo życie bez przygód jest bez sensu!!!
W gabinecie zapanowała cisza. Ukradkiem zerknęłam na Alexa. Siedział nieruchomo, z różdżką w ręce i zmróżonymi oczyma. Wpatrywał się w skrzata, najwyraźniej nad czymś rozmyślając. W końcu wstał.
-Pomagamy tylko uczniom. Wracaj do swoich garnków.
-Alex, no co ty... -Max spojrzał na niego zaskoczony.
-Powiedziałem już -białasek nawet na niego nie spojrzał. -Won.
Rumo siąknął nosem oburzony i zniknął.



Nawet Albion był oburzony zachowaniem Alexa, jednak mieliśmy większe problemy na głowie niż gburowatość naszego białaska. Wciąż nic nie wskazywało na to, że Dumbledore ma zamiar zaprosić Alexa do Zakonu Feniksa. Kilka razy nawet rozmawiałam na ten temat z Luką i Al'em ale ciężko dochować tajemnicy, gdy jesteśmy niemal nierozłączni z Alexem. A ten wciąż kręcił się gdzieś obok.
W końcu nie wytrzymałam.
-Gdzie ty mnie ciągniesz, głupia babo?!!?
-Do dyrektora!!!
-Angie, może byś postawiła Alexa na nogi?
-Nie moja wina, że jest tak niski!
-CO?!?!?!?
Białasek omal mi oka nie wydłubał, machając łapami. Lu obłapiał go od tyłu, wspomagając mnie solidarnie.
-Po kiego chuja mam iść do dziadzia?! -darł się dalej albinos.
Uczniowie spędzający akurat przerwę na korytarzu, mieli niezły ubaw obserwując naszą małą paradę.
-Angie, ale serio, co ty robisz? -Al podszedł do mnie ostrożnie.
-On musi się o tym dowiedzieć!!!! -ryknęłam, bo ręce już mi odpadały przez tego wrzeszczącego palanta.
-Cukrowe Pióro -warknęłam do gargulca na schodach. Na szczęście dla Pottera, rzeźba poruszyła się, odsłaniając kręte schody. To w końcu jego wynajęłam do zdobycia hasła.
-Angie, to chyba niezbyt dobry pomysł -Al zawahał się wchodząc do środka. Nawet Alex przestał wrzeszczeć.
-Zamknij się. On musi zrozumieć, że się myli! -o, tak. Byłam zdesperowana.
Wpakowaliśmy się do gabinetu bez pukania, lądując od razu na dywaniku i to w całej okazałości, bo najpierw łeb, potem reszta ciała. Dyrcio tylko uniósł brwi, nie reagując ani na naszą szamotaninę, ani obrazy za swoimi plecami, które wrzeszczały ze złości.
-Hm... czym zawdzięczam sobie tę niespodziewaną wizytę? -dziadzio odłożył w końcu pióro. -Czy coś się stało?
Ton jego głosu sprawił, że od razu ustawiliśmy się w szeregu. Głupi stary...
Nagle zapomniałam co chcę powiedzieć.
-Ja... -wystąpiłam krok do przodu, czując jak bije mi serce. -Ja w sprawie tego, o czym rozmaialiśmy, panie profesorze. Alexa wtedy nie było i...
Dyrektor westchnął. Nagle wydał mi się człowiekiem bardzo zmęczonym. Spoglądał na nas z żalem.
-Zdaję sobie sprawę z tego, że Pana Regardens nie było z nami tamtego dnia, panno Grimm.
Zdębiałam.
-Ale... Ale Alex jest najlepszy... Pan nie może...
-Obawiam się, że Alex faktycznie jest najlepszy, jednak brak mu czegoś, co macie wy.
-Ale czego? -znowu poczułam ten sam smutek.
Pominięty.
Dyrektor milczał chwilę.
-Współczucia.
-Alex jest dobrym człowiekiem -zaoponował Max cicho.
Znowu mnie pominęli.
Dlaczego jest mi tak smutno? Co to za uczucie zawodu? Żal? One nie są moje.
Dyrektor wstał powoli, nie patrząc na nas.
-Niestety, nie mogę wcielić go do Zakonu Feniksa. Przykro mi.
-A więc i my zrezygnujemy -Al wyprostował się.
 Spojrzałam na niego zdumiona. Chłopak zaczerwienił się aż po czubki uszu.
-Tiara przydzieliła mnie do Gryfindoru za moją lojalność -kontynuował chłopak. -Nie zdradzę przyjaciela.
Dumbledore uśmiechnął się, skinąwszy głową.
-Macie jeszcze dużo czasu, by zdecydować..
-Niech Pan z nim porozmawia!!!
Szumi mi w uszach. Tak bardzo boli mnie serce.
Zdałam sobie sprawę, że wszyscy na mnie patrzą. Tylko Alexa nigdzie nie było.
To jego ból czułam.
Rzuciłam się do biegu, niczym przerażone zwierze.
-Angie!!



Znalazłam go w naszym gabinecie. Siedział przy stoliku, przeglądając listy z prośbami do Szajbusów. Zatrzymałam się w progu zdyszana. Nawet nie uniósł głowy.
-Alex...
-Daj spokój -przerwał mi. -Przyzwyczaiłem się.
Listy upadły na stolik.
-Moi rodzice też mnie przecież nie chcieli...
Może i faktycznie był okrutny i chciwy. Zły. Ale to było tylko dziecko. Miał pietnaście lat do jasnej cholery!! Może nawet i płakał, gdy go obejmowałam. Nie wiem. Moje łzy przesłoniły wszystko.
Tylko przez chilę zdawało mi się, że ktoś uchylił drzwi gabinetu.

2 komentarze: